Niniejszym sponsorem dzisiejszego wpisu jest słowo: rewelacja!
(no dobra, trzy głębokie wdechy i policzyć do dziesięciu. Mój hurraoptymizm wygląda na niebezpieczny.)
Mówiłam już poprzednio o tym, że Jeżyce Story wychodzi z Teatru na ulicę. W sumie - na Rynek. Konkretniej jeszcze: na Jeżycki, oczywiście. I tam własnie zadziać się miała się teatralna magia.
To się zadziała. Uważam się za weterankę cyklu, albowiem wynik "trzy na cztery spektakle" to wynik bardzo przyzwoity i trącący niechybnie fanatyzmem. Tym razem wyglądało to trochę inaczej. Stragany stały się mini-scenami z elementami scenografii i aktorem, umieszczonym w środku tej gemeli. I taki aktor stał tam i mówił. Grał. Odtwarzał swoją postać ze spektaklu.
Sławek, rugbysta na wózku, grany przez Sebastiana Greka |
Się wie. W tle Paweł Binkowski |
Dzisiaj mogłam posłuchać historii z Graczy (opowieść tanatopraktora o przygotowywaniu ludzi do pogrzebu: maestria. Wcale nie przesadzam), ale - co chyba nawet cenniejsze - zobaczyć spektakle, które już widziałam, w innej odsłonie i otoczeniu. Tu mogę z czystym sumieniem powiedzieć - dali radę. Mimo pytań z tłumu, komentarzy publiczności i przerywania śmiechem.
Dorota Abbe jako mężczyzna uzależniony od hazardu |
Mariusz Puchalski jako tanatopraktor |
Edyta Łukaszewska tym razem jako Lucyna Marzec |
Instalacja, gdzie można było posłuchać historii słonia-buntownika. |
To całe zderzenie: prawda, wcale nie mniej realna fikcja, wszystko to na Rynku i podlane sosem z przechodniów i widzów - dziwię się, że nie oszalałam do reszty :)
Pani Ewa w realu i pod postacią Janusza Andrzejewskiego |
sprawcy zamieszania. konkretniej - dramaturg :) |
(W tym momencie poczułam się piekielnie inteligentna, bo już od samych Lokatorów tak mi się właśnie wydawało! :))
Okazało się, że Rynek wciąż żyje i wiele historii jest jeszcze do odkrycia. Niektóre z nich przechodnie opowiadali dziś aktorom i autorom na żywo! To najlepszy dowód na to, że tworzenie tego serialu to budowanie sieci społecznościowej. Z taką różnicą, że w realu, a nie w Internecie.
Sieć ta przełożyła się zresztą na dzisiejszą aranżację rynku. Poza występami aktorów, były tam też inne rzeczy prosto z Jeżyc. Wystawiały się kawiarnie, rozmaite paszownie czy fryzjer. Świetna okazja, żeby dać się poznać tubylcom.
Szczególne brawa należą się kwiaciarni "Kwiaty i Miut" za wyśmienity ambient. Zaproponowali oni odwiedzającym szybki kurs robienia wianków. Dałam się porwać fantazji i plotłam sobie po cichutku taką tam wariację na temat jesieni. Obok mnie sympatyczna dziewczyna układała swoją kompozycję, patrząc na nią krytycznie co i raz. W końcu z westchnieniem niezadowolenia oznajmiła światu:
- No cóż... Widocznie jaka dziewica, taki wianek...
Ja na swój nie mogę narzekać, wyszedł szykownie :)
jakieś pomysły? |
ale przynajmniej nie biją! |
tablicy by nie starczyło :) |
jakie to wieloznaczne! |
czuję, że tu powstaje dzieło życia... |
słuszne przeczucia! :) |
Albo raczej pod kamienice i na stragan. Jak na Jeżyce przystało.
Rewelacyjny tekst. Bylem, podziwiałem. Było zacnie. :)
OdpowiedzUsuńPS Czy jesli zaliczylem 3 z 5 przedstawien to tez traci fanatyzmem? ;)
PS2 Część piąta - czyli odcinek "zerowy" - making off :)
trąci, albowiem to wciąż większość :)
Usuńja sobie tytuł nadałam samozwańczo, to Tobie tez mogę, a co! :)
Świetny teskt@ może porozmawiamy wspólnie o rynku opowieści w sobotę- w programie "Kultura: Sprawdzam" ? proszę o kontakt a.kolacz@wtk.com ,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! Agata Kołacz
doskonałe!
OdpowiedzUsuń