niedziela, 21 października 2012

Bo Sołacz to wciąż Jeżyce

no dobra, trochę oszukaństwo, bo to konkretne jest z Cytadeli.
...a już zwłaszcza jesienią!

Warto skorzystać, póki łaskawie jest złota. Poranna mgła rozwiała się dziś koło południa, więc wyległam z misją: Park Sołacki. Myślę sobie cwanie: Aha! Kolorowo, liście spadają, cud, miód, pomarańcza.  Trochę koloru wniosę. Wezmę aparat!
No to wzięłam.
Nienaładowany.

Plując sobie intensywnie w brodę przybrałam więc chytrą, trochę snobistyczną minę, wyjęłam, zamiast aparatu, telefon i dawałam do zrozumienia, że jestem tak alternatywnie alternatywna, że nie kręcą mnie lustrzanki z półmetrowym obiektywem i że w ogóle uważam to za skrajnie hipsterskie :)

a to już Park Sołacki. bez ściemy. i bez
normalnego aparatu :)

najlepiej jednak na te zdjęcia spoglądać tylko z daleka :)

wszyscy lubimy błękitnookie blondynki o różanych ustach :)
edit:

Nie mogłam się powstrzymać i dokładam jeszcze jedno...

na gościnnych występach - Park Wodziczki.

sobota, 20 października 2012

zamach

- Coś jeszcze?
- Tak, jeszcze brokuły poproszę.
- Dwapiędziesiąt. Uciąć Pani girę...? Eee, to znaczy nie Pani, tylko brokułowi...?

Dobrze, że sprecyzowała :)

sobota, 13 października 2012

Colloquium sobotnie na ulicy

Żeby zauważyć jesień na Jeżycach, trzeba się trochę przyjrzeć. Akacje jeszcze są zielone i niewiele kolorowych liści leży na chodnikach. Na Rynku za to coraz więcej zimowych butów, pikowanych kurtek i wełnianych czap. Właśnie dziś, zaspana jeszcze, leciałam pokręcić się po rzeczonym, kiedy znienacka zaczepił mnie korpulentny, starszy pan o jowialnym sposobie bycia i facjacie jak rumiane jabłuszko. Jakbym była starą znajomą, z która dawno wypił bruderszaft. Zresztą, gdzie tam! Jakbyśmy ten bruderszaft pili co najmniej raz na dwa dni, przy użyciu wysokoprocentowej berbeluchy w kolorze fioletowym, kupowanej w zestawie z chlebem do przesączania. Po prostu podszedł i postanowił opowiedzieć historię, nawet bez "dzień dobry" czy innej gry wstępnej.

- Idę przez ulicę i patrzę - idzie taka klofta* naprzeciwko. Mijam ją, przyglądam się i widzę, że jej chyba pękła spódnica od góry do dołu. To mówię przecież: "Pękło tu Pani coś, rozprute jest". A ta blyrwa* jak nie fiknie, zadziera tę kieckę do góry i mówi: "A pękło, pękło, patrz Pan, jak ładnie!". Majtków nie miała! No ja cież pierdole... Uwierzy pani? Nikt by nie uwierzył... Niech Pani komuś opowie, bo naprawdę nie mogę...Wszystkiego najlepszego!
I poszedł.

"Mamy Cię" czy ki czort?


(Dla niewiedzących:
* klofta - wielka baba,
* blyrwa - kobieta lekkich obyczajów)

sobota, 6 października 2012

Z serii sławni mieszkańcy Jeżyc: Roman Wilhelmi

Rozluźniony krawat, szlafrok i niedostrojona mandolina... Nie miałam pojęcia, że Nikodem Dyzma, ten praski warszawiak, to po prostu przefarbowany chłopak z Jeżyc. Myślałby kto, co nie...?

jak dla mnie, to ma coś wspólnego z Marlonem Brando :)

Choć - wbrew pozorom - nie wszystko w Poznaniu kręci się wokół ulicy Roosevelta, to właśnie tutaj mieszkała dawniej rodzina Romana Wilhelmiego. Pod numerem 10. Sam Roman, syn najstarszy, przyszedł na świat w 1936 roku. Poznań Poznaniem - pierwszą rolę (w dodatku samego Chrystusa!) zagrał w szkolnej grupie w Aleksandrowie Kujawskim. W stolicy Wielkopolski nabierał natomiast szlifów w szkole reżyserii i inżynierii teatru. Na studia przeniósł się do Warszawy, gdzie ukończył tamtejszą PWST. Z tym miastem związany był też przez resztę kariery. Grał w Teatrze Polskim, Ataneum oraz w Teatrze Nowym. Przełomem w karierze telewizyjnej był jednak udział pana Romana w hicie ekranowym PRLu, czyli w "Czterech pancernych". "I psie", bo jak zapomnieć o psie? Serialowy Olgierd Jarosz od tego momentu był już tylko na fali wznoszącej.

Aktor grał więc u Majewskiego (Fornalski w "Zaklętych rewirach"), grał u Bajona (Bolcio w "Arii dla atlety"), grał u Zygadły (redaktor Jan w "Ćmie") no i wreszcie - u Rybkowskiego, w serialu, który poczciwemu Nikodemowi Dyzmie już na zawsze przypisał twarz Romana Wilhelmiego i nie zmienią tego wszyscy Cezarowie Pazury tego padołu. I kropka. Choć, prawdę mówiąc, jest jeszcze jeden bohater, z rysów twarzy podobny zupełnie do Wilhelmiego. Mowa o postaci Stanisława Anioła, gospodarza domu przy "Alternatywy 4".

Ostatnią życiową rolę teatralną Wilhelmi zagrał w poznańskiej (a jednak!) Scenie na Pietrze. Zmarł w Warszawie w listopadzie 1991 roku, pochowany jest na Cmentarzu Wilanowskim.

Poza Roosevelta, mieszkał też na Mylnej. Podobno podglądał, wraz z kolegami, uczennice jeżyckiego studia baletowego prof. Niedźwiedzkiej, przychodzące na próby w krótkich spódniczkach. Na budynkach nie ma tablic pamiątkowych. Jest za to inne wspomnienie - Dni Romana Wilhelmiego, organizowane w Poznaniu od 2008 roku. Bo przecież był "stąd".

No to... za zu zi zu zu zaaaaj...


wtorek, 2 października 2012

mezalians

Stoją sobie na Dąbrowskiego dwie nastolatki.
Wyłapałam (stety lub niestety) tylko strzęp rozmowy.
- No coś Ty, nie umówię się z nim! On nie ma iPhone'a!

Słusznie. Po co komu taki facet :)