sobota, 6 października 2012

Z serii sławni mieszkańcy Jeżyc: Roman Wilhelmi

Rozluźniony krawat, szlafrok i niedostrojona mandolina... Nie miałam pojęcia, że Nikodem Dyzma, ten praski warszawiak, to po prostu przefarbowany chłopak z Jeżyc. Myślałby kto, co nie...?

jak dla mnie, to ma coś wspólnego z Marlonem Brando :)

Choć - wbrew pozorom - nie wszystko w Poznaniu kręci się wokół ulicy Roosevelta, to właśnie tutaj mieszkała dawniej rodzina Romana Wilhelmiego. Pod numerem 10. Sam Roman, syn najstarszy, przyszedł na świat w 1936 roku. Poznań Poznaniem - pierwszą rolę (w dodatku samego Chrystusa!) zagrał w szkolnej grupie w Aleksandrowie Kujawskim. W stolicy Wielkopolski nabierał natomiast szlifów w szkole reżyserii i inżynierii teatru. Na studia przeniósł się do Warszawy, gdzie ukończył tamtejszą PWST. Z tym miastem związany był też przez resztę kariery. Grał w Teatrze Polskim, Ataneum oraz w Teatrze Nowym. Przełomem w karierze telewizyjnej był jednak udział pana Romana w hicie ekranowym PRLu, czyli w "Czterech pancernych". "I psie", bo jak zapomnieć o psie? Serialowy Olgierd Jarosz od tego momentu był już tylko na fali wznoszącej.

Aktor grał więc u Majewskiego (Fornalski w "Zaklętych rewirach"), grał u Bajona (Bolcio w "Arii dla atlety"), grał u Zygadły (redaktor Jan w "Ćmie") no i wreszcie - u Rybkowskiego, w serialu, który poczciwemu Nikodemowi Dyzmie już na zawsze przypisał twarz Romana Wilhelmiego i nie zmienią tego wszyscy Cezarowie Pazury tego padołu. I kropka. Choć, prawdę mówiąc, jest jeszcze jeden bohater, z rysów twarzy podobny zupełnie do Wilhelmiego. Mowa o postaci Stanisława Anioła, gospodarza domu przy "Alternatywy 4".

Ostatnią życiową rolę teatralną Wilhelmi zagrał w poznańskiej (a jednak!) Scenie na Pietrze. Zmarł w Warszawie w listopadzie 1991 roku, pochowany jest na Cmentarzu Wilanowskim.

Poza Roosevelta, mieszkał też na Mylnej. Podobno podglądał, wraz z kolegami, uczennice jeżyckiego studia baletowego prof. Niedźwiedzkiej, przychodzące na próby w krótkich spódniczkach. Na budynkach nie ma tablic pamiątkowych. Jest za to inne wspomnienie - Dni Romana Wilhelmiego, organizowane w Poznaniu od 2008 roku. Bo przecież był "stąd".

No to... za zu zi zu zu zaaaaj...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz