piątek, 27 lipca 2012

Z serii sławni mieszkańcy Jeżyc: Małgorzata Musierowicz

Pisałam na samym początku, że książki Małgorzaty Musierowicz były - każda z osobna - moją Biblią w okresie lat cielęcych. Zaczytywałam się w "Idzie sierpniowej", "Córce Robrojka", "Kwiecie kalafiora" i całej reszcie cyklu, nie zwracając zupełnie uwagi na częstotliwość i chronologię. Duża sympatia do tych książeczek pozostała mi do teraz. Po pierwsze dlatego, że niosą pozytywny przekaz, mają w sobie dużo ciepła i prostoty. I nie zawsze wszystko tam jest cukierkowe - pary się rozstają, ludzie umierają. Nie zmienia się natomiast ogromny szacunek do drugiego człowieka, który stara się przekazać pani Musierowicz.

Małgorzata Musierowicz, z domu Barańczak, urodziła się na Jeżycach w 1945 roku. Jej młodszym bratem jest Stanisław Barańczak, poeta, twórca chociażby świetnego "Wypełnić czytelnym pismem".
Musierowicz sama twierdzi, że pierwsza jej powieść ("Małomówny i rodzina") powstała tylko po to, żeby mogła sama coś zilustrować. Z wykształcenia jest bowiem ilustratorką książek. "Szóstą klepkę", czyli pierwszą część cyklu, nazwanego potem Jeżycjadą, poprawiała kilkukrotnie, aż Nasza Księgarnia zgodziła się książkę wydać. Tak właśnie narodziła się jedna z najpopularniejszych serii książek dla nastolatek. Jeżycjada swoją nazwę wzięła od dzielnicy wiadomej :) Jeżyce są tu najczęściej centrum wydarzeń. W kamienicy przy Roosevelta 5 mieszka bowiem rodzina głównych bohaterów - Borejkowie. Począwszy od pierwszych książek, aż po najnowszą - "Sprężynę", śledzić możemy dzieje czterech panien Borejko, przeżywających pierwsze i drugie miłości, biorących śluby, mających dzieci. A do tego dołączą jeszcze cała zgraja "krewnych i znajomych", podlana sosem z prostych mądrości, łacińskich cytatów i bezpretensjonalnego humoru. Ponadto, pani Musierowicz wydała także kilkanaście pozycji dla dzieci (pamiętacie "Hihopter"?), nietuzinkowe książki kucharskie, zbiory felietonów i autobiografię. Zdobyła mnóstwo nagród, literackich i nie tylko. Sama o sobie mówi, że uwielbia wszystko, co z książkami związane: czytać, pisać, ilustrować, oprawiać...


Pani Musierowicz wiele lat mieszkała na Jeżycach, chyba na Słowackiego (kiedyś napisze więcej o tej ulicy, bardzo ja lubię). Teraz mieszka pod Poznaniem i za zgiełkiem nie tęskni. Mówi za to, że Jeżyce z Jeżycjady przeniosły się razem z nią, ponieważ zachowała je w głowie. Jej Borejkowie kochają Jeżyce, zachwycają się secesyjnymi kamienicami, spacerują wszędzie na piechotę. To przecież zupełnie jak ja :)

Pisząc o biografii, korzystałam z informacji na oficjalnej stronie Małgorzaty Musierowicz. A na deser okładka mojej absolutnie ulubionej części:

Jak to powiedział Baltona:
"Deszcz leje, dziewczyny płaczą,
wszystko to są normalne przyrodnicze zjawiska" :)


sobota, 21 lipca 2012

zakaz handlu

Taka mnie refleksja złapała dzisiejszego poranka...

Na Kraszewskiego minęłam dziś śniadoskórego, żebrzącego człowieka. Klęczał na chodniku, w ramionach trzymając śpiącego kilkulatka. W niebieskiej baseballówce miał kilka groszy.

Na Rynku stał natomiast starszy już Pan. W ręku trzymał kilka plastikowych długopisów i smycze reklamowe - jak podejrzewam, firm zupełnie przypadkowych. Opierał się ciężko o stoisko z butami i mamrotał pod nosem, zachwalając swój towar. Zauważyłam jednak, że kilka kobiet podeszło do niego i rzeczywiście te smycze kupiło.

Musze przyznać, że Pan Od Smyczy wywarł na mnie kolosalne wrażenie. O ile łatwiej byłoby mu usiąść na jakiejś ryczce, wyłożyć przed siebie czapkę i żebrać o drobniaki. On podjął się rzeczy znacznie trudniejszej - sprzedawania rzeczy teoretycznie bezużytecznych - bo kto z nas kupuje reklamowe długopisy? Jasne, podejrzewam, że zainteresowanie jego asortymentem po części było podyktowane litością, ale to przecież nieważne. Podziwiam Pana Dziadka, za tydzień sama chyba zaszaleję, kupię smycz i będę ją z dumą obnosić przy kluczach.

A żebrak? Był to człowiek stosunkowo młody, w sile wieku. Nie chce oceniać po pozorach, ale wydaje mi się, że bez problemu mógłby podjąć jakąś pracę. Nie wiem, co popycha ludzi do żebrania. Czy jest to naprawdę tak intratne zajęcie? O ile jestem w stanie pojąć jeszcze ludzi ciężko chorych czy naprawdę już wiekowych - o tyle w innym przypadku nie potrafię zrozumieć. Dla mnie to poniżenie. Jest taka starsza Pani, mała, siwa, zgarbiona, z warkoczykiem i prostym fletem. Staje w różnych punktach Starego Miasta i wydmuchuje z tego instrumentu dźwięki bez żadnego ładu i składu, zupełnie przypadkowe. Ale - coś z siebie daje. Nie miałabym oporów, żeby ją poratować groszem. Natomiast nigdy nie wspomagam młodych żebraków.

I na koniec - urzekają mnie kobitki, które ustawiają się na obrzeżach rynku z pojedynczymi bukiecikami kwiatów czy pęczkami szczypiorku. Tak "na dziko", bez wykupionego miejsca. Tym bardziej, że nad ich głowami widnieje malowniczy szyld z napisem "Zakaz handlu" :)
 

koloryt Rynku Jeżyckiego :)

niedziela, 15 lipca 2012

Z serii sławni mieszkańcy Jeżyc: Katarzyna Bujakiewicz

"Dzień dobry, Krysia Tuchałowa. Zielone poproszę!" mówi Kasia Bujakiewicz w filmie Piotra Wereśniaka, noszącym tytuł "Zróbmy sobie wnuka". Adresatem tej wypowiedzi jest sygnalizator świetlny. Wiejska dziewczyna nie waha się też cofnąc z połowy pasów, żeby grzecznie sygnalizatorowi podziękować.

Musiałam zrobić małe śledztwo, żeby sprawdzić, czy Kasia Bujakiewicz - o której wiedziałam,że mieszka w Poznaniu - rzeczywiście jest z Jeżyc. Napatoczyła mi się reklama apartamentowców przy Kościelnej, które rzeczona aktorka firmuje swoim nazwiskiem i deklaruje, że wybrała je, jako miejsce do życia. Dlaczego mnie to nie dziwi? :)

Katarzyna Bujakiewicz urodziła się w Poznaniu w 1972 roku. Choć skończyła tu I LO, wywiało ją na studia do PWST do Wrocławia. Potem jednak wróciła. Obecnie gra w poznańskim Teatrze Polskim (byłam bardzo niepocieszona, że trafiłam tam na drugi skład aktorski "Amatorek" i nie dane mi było zobaczyć Kasi na żywo). Znana jest ze szklanego ekranu, występuje w wielu polskich serialach. Ja z kolei widziałam ją we wspomnianym wyżej "Zróbmy sobie wnuka", która to komedia bardzo mi się podobała, ze względu na swoją teatralność (choć przeważają opinie, że była nudna jak flaki z olejem). Ostatnio widziałam ją tez w "Listach do M.".

Katarzyna Bujakiewicz deklaruje miłość do Poznania. Jest zapaloną kibicką Kolejorza. Nie chce wyprowadzać się do Warszawy ani nigdzie indziej - ceni Poznań ze względu na zieleń, pewnego rodzaju kameralność i stosunek mieszkańców do siebie nawzajem. Rok temu, w ramach swoich obowiązków jako ambasadora Poznania - miasta-gospodarza UEFA EURO 2012, czytała jeżyckim dzieciom bajki na placu Asnyka (info tutaj). Co prawda na Rynku jeszcze jej nie spotkałam, ale zapewne wszystko przede mną.

Ach, zapomniałabym o jednej, jakże ważnej roli...

sobota, 7 lipca 2012

Homo Menelus

Jeżyce to specyficzna dzielnica.

Z racji tego, że pelna jest starych, rozsypujacych się kamienic i śmierdzących, zasikanych podwórek, również i towarzystwo jest czasami raczej nieciekawe. Ludzie tutaj nie śpią na kasie. Mnogość lombardów i lumpeksów wskazuje raczej na tendencję odwrotną. Osobny rozdział, obok chłopaczków w dresach (którzy, mam nadzieję, nigdy na mój blog nie natrafią), stanowią Panowie Menelowie.
Pan Menel to typ dość malowniczy i obdarty, w wieku 50+. Często wąsaty. Nierzadko zataczający się. Gatunek ten przesiaduje pod jedną z Żabek lub całodobowym monopolowym. Już mówię, dlaczego z wielkiej litery, z szacunkiem. Otóż Panowie Menelowie to naprawdę mili kolesie. Ani raz jeden nie spotkało mnie z ich strony nic niemiłego - przeciwnie.

Dla przykładu. Wybieram się do tzw. miasta, odziana przyzwoicie, aczkowiek nie superszałowo. Po drodze na przystanek mijam zbitą grupkę, która uśmiecha się do mnie już z daleka. Iii... no tak, jak zawsze. "Panienko śliczna, czy my możemy przeszkodzić? Bo do winka nam paru groszy brakuje...". Spotyka mnie to średnio kilka razy w tygodniu. Powiem szczerze, że jakbym tym razem miała jakiegoś grosza w portfelu, to nawet bym im dała. Za szczerość. Uprzejmie jednak powiedziałam, że szalenie mi przykro, ale nie mam nic przy sobie. Co na to Panowie Menelowie? "No trudno, pewnie Panienka idzie na imprezę gdzieś. To miłego wieczoru życzymy". Plus uśmiech i pełna, menelska kultura. Nie wiem, jacy są poza takimi sytuacjami. Nie wiem, czy w domu nie biją swoich żon, matek i córek - nie mnie to oceniać. Z mojego punktu widzenia: mam całkiem przyzwoite sąsiedztwo.

piątek, 6 lipca 2012

Z serii sławni mieszkańcy Jeżyc: Peja

Jak się okazuje, jest nas więcej. To znaczy nas - wielbicieli Jeżyc.
Pamiętam wycieczkę z klasą do Warszawy, całe dziesięć lat temu. Z dyktafonu puszczaliśmy wtedy muzykę - a "Głucha noc" była absolutnym hitem. Zresztą, właśnie wtedy tryumfy święciła płyta składu Slums Attack "Na legalu?". Peja był znany wszystkim nastoletnim wielbicielom kultury hip-hopowej, która wówczas była bardzo popularna. I kto by pomyślał, że po latach idol z lat cielęcych stanie się moim sąsiadem? :)

"Z biedy Peja się wywodzi", jak śpiewa sam zainteresowany. No tak, wychował się na ulicy Staszica, która nawet teraz nie jest zbyt zachęcająca. Zresztą, ulice: Wawrzyniaka, Staszica i Polna, uważane są za tzw. Trójkąt Bermudzki. Znaczy się - wchodzisz, ale już nie wychodzisz. Choć, po prawdzie, jak dotąd nie miałam żadnego problemu, nawet po zmroku. Ale odpukać. Tfu, tfu.

Ok, do rzeczy. Peja urodził się jeszcze jako Ryszard Andrzejewski. W latach '90 amatorsko zaczął tworzyć muzykę, W 1993 roku z Icemanem założył Slums Attack. Potem miał krótki romans z Nagłym Atakiem Spawacza, gdzie zdissowali Liroya, aż mu w pięty poszło. No i poszło - Slums Attack został dostrzeżony i wydał dwa tytuły. Potem Latkowski nakręcił swoich "Blokersów" (chyba obejrzę raz jeszcze, tym razem z jeżyckiej perspektywy - bo tu przecie prawie nie ma bloków). No i wreszcie - ukazało się "Na legalu?", wspomniane wyżej, które pokryło się platyną. Potem było różnie: koncerty, oskarżenia, dissy, podejrzenia plagiatu, brak tantiem, rozwiązanie Ski Składu, "Reprezentuję biedę" i "Życie kurewskie", pojednanie z Killaz Group, koncerty raz jeszcze, projekt Rychu Peja SoLUfka. I zadyma na koncercie, kiedy Rychu rzucił w stronę fanów: "Wiecie, co z nim zrobić" (szczegóły: tutaj).

Peja zawsze powtarza, że z Jeżyc się nie wyniesie, bo kocha to miejsce. Na Staszica już nie mieszka, choć niedaleko. Często opowiada o swoim lokalnym patriotyzmie. W MTV Cribs pokazuje pusta lodówkę i trzypokojowe mieszkanie, które mu zupełnie wystarcza. Nie ma prawa jazdy. A z Decksem gada, stojąc topless na balkonie (true story!). Taki jeżycki chłopak z niego :)

Wszelkie biograficzne info czerpałam z oficjalnej strony Slums Attack. No i nie mogłam sobie odmówić...



edit: Obejrzałam "Blokersów". Rzeczywiście, brama na Szamarzewskiego, w której siedzą "chuligani", wciąż jest okupowana przez menelstwo różnego typu. Ciekawe, czy to Ci sami kolesie...? A Peja (jeszcze w wersji "chudy szczaw") miał jakiś niejasny związek z Ratajami, nieładnie...