piątek, 22 listopada 2013

Karta pacjenta

Pytanie: co może sprawić, że Google Maps się zawiesi?
Odpowiedź: wpisanie w wyszukiwarkę frazy "Żabka" :)

To oczywiście zamierzona hiperbola w formie suchara, ale płazy rzeczywiście namnożyły się niczym biedronki :) Ich trudna do przecenienia rola w ekosystemie polega na tym, że są często ośrodkami pierwszej pomocy w przypadku nagłego wybuchu nieplanowanej imprezy. Na Jeżycach zdecydowanie nie da się nie zauważyć Żabki.
Albo piętnastu innych w sąsiedztwie.

Jak się okazuje, w tym sklepie można znaleźć nie tylko piwo i chipsy czy usłyszeć legendarne: "Czy zbiera Pani naklejki?". Ja natknęłam się na przykład świetnego copywritingu. Chwytającego za serce. Sugestywnego. Odwołującego się do ludzkiego zrozumienia i współczucia.

szykuje się operacja na otwartej lodówce!
No cóż. Każdemu może się zdarzyć, że sprzęt nie daje rady :)

niedziela, 17 listopada 2013

Zwierzyniecka

Aż chciałoby się powiedzieć: najbrzydsza ulica świata.
Serio, ilekroć tamtędy przechodzę - zwłaszcza, od kiedy po zajezdni pozostał ugór, smutny niczym spaniel na deszczu - dumam nad tym, że ktoś to powinien uwiecznić dla potomności. Bo takie dzieło zniszczenia w środku miasta to ostatni raz widziałam, kiedy przejeżdżałam przez - bez kozery powiem - Grudziądz.

Ulica Zwierzyniecka zyskała swoje miano - a to ci niespodzianka! - od Ogrodu Zoologicznego, wzdłuż murów którego biegnie. W czasach zaborów nazywała się dokładnie tak samo, tylko po niemiecku - Tiergartenstrasse. Była dość istotna, a to dlatego, że w tym miejscu mieścił się cały kompleks dworcowy, obejmujący po części teren późniejszej zajezdni (o czym już zresztą przynudzałam swego czasu, więc sobie daruję). Potem była istotna jeszcze bardziej, bo mieściła przy sobie siedziby kilkunastu konsulatów.
Dzisiaj czeka na obiecany remont, który ma zaistnieć z powodu budowy na Gajowej kompleksu nowych budynków. Wracając któregoś jesiennego, niedzielnego popołudnia z miasta postanowiłam udokumentować, jak to czekanie wygląda...

trochę to przerażające.
jak po wojnie...
...a niedawno jeszcze stały mury zajezdni.
nie pytajcie. nie wiem.
niby żywe i zielone, ale też marnie wygląda.
tory donikąd.
Każdy, kto chociaż raz jechał tramwajem linii dwa, przez Kraszewskiego i Zwierzyniecką, z pewnością kojarzy też poniższe anarchonapisy na murze. Muszę przyznać, że zafascynowały mnie one już dawno.

gdzieżbym śmiała!
zawsze podobały mi się platany...
spoko, i tak nikt mi żadnego nie da :)
nie bój się przyznać!
tak, to już Peja mówił.
hau? szczek-szczek?

jak zawsze, to tylko kwestia wagi.
A na koniec: żeby oddać sprawiedliwość, muszę przyznać, że strona Zwierzynieckiej od Starego ZOO jesienią potrafi wyglądać urokliwie. Po murze wspina się i opada kolorowy bluszcz. Potraktujmy to zatem jako coś na kształt podnoszącego na duchu morału :)

siema :)
datowane na koniec października.
edit: Luźne skojarzenie. Czyżby Zwierzyniecka miała coś wspólnego z berlińskim Dworcem ZOO?

środa, 13 listopada 2013

Ludzkie ciepło

Nie pamiętam już, kiedy ostatnio poszłam sobie po prostu połazić po moim ulubionym fyrtlu, posłuchać, co w spojeniach bruku piszczy (choć to może być lekko niehigieniczne) i obczaić, czy ubyło lumpeksów. Wyjaśnienie jest dość logiczne: jak wstaję rano jest ciemno, jak wieczorem wracam do domu - tak samo. Czyli nie ma dnia i życie jest głównie nocne, co jest o tyle zastanawiające, że nie zauważyłam, żebym wyewoluowała w sowę. Ewentualnie tapira.

Głęboką, ciemną, mroczną nocą - około godziny 19.30 - leciałam wczoraj na tramwaj. Tramwaje - od kiedy Teatralka powiedziała, że ma w szynach wzmożony ruch uliczny i postanowiła się rozkraczyć - występują w Poznaniu, jak wiemy, masowo pod postacią autobusów zastępczych. Przykładowo, tramwaj-autobus, o którym mowa, staje na Rynku Jeżyckim i kieruje się w stronę Starego Miasta.

(Dygresja: Jak to jest, że rzeczy są równocześnie blisko i daleko? Jeżyce to już prawie centrum ale w listopadzie to dystans niczym na Alaskę. Czy tam Smochowice.)

Wypadając zza zakrętu zobaczyłam zwyczajowo tylko kuper wehikułu. Nie zrażając się usiadłam w oczekiwaniu na ławce, podrygując odnóżem dla zabicia czasu. W pewnym momencie mój wzrok zogniskował się na Panu Men... Nie, w sumie nie. To był zwykły facet w wieku ojcowskim, czysty i ogolony. Co jednak nie przeszkadzało mu być totalnie, dokumentnie, w pesteczkę zalanym. Szedł chodnikiem, robiąc przypadkowe kroki w przód, w tył i na boki i coś w środku powiedziało mi, że oto za moment nastąpi Interakcja. Koleś minął moją ławkę, zrobił może ze dwadzieścia metrów i zauważalnie go olśniło. Nie zdążyłam nawet pogratulować sobie intuicji, kiedy przydreptał nazad.
- Ssssssłoneszzzko... Szzzy ja mogę mieć pro-prośbę?
Spodziewając się prawdziwego wachlarza ofert, od pytania prometejskiego (o ogień), przez parę drobnych na "bułkę" aż po poważne i korupcyjne oferty matrymonialne, z pewnym ociąganiem odpowiedziałam twierdząco.
- Bo ja sss pracy wra-wracam. Z kolegą sssobie wypiliśmy. Jak śśświnie. I szzzy ja mogę pop-poprosiśśś. Bo sssam nie trafiam... Szzzy możeszzz mi zap-zapiąć kurtkę?

Eee... Dziwne. Rozejrzałam się wokół - no dobra - ludzie są, w sumie późno nie jest, raczej nic mi nie grozi, a człowiekowi zimno. Podjęłam zatem próbę - ale nic z tego. Pan był lekko na odzienie przygruby, zamek przedziwnie wszyto i się nie udało. W ramach częściowej rekompensaty uśmiechnęłam się krzepiąco, przyznałam rację odnośnie zalet zimna w procesie metabolizmu alkoholu i życzyłam miłego wieczoru. 

Pytanie brzmi: co mi do głowy strzeliło, żeby pomagać jakiemuś facetowi? To trochę narwane, fakt, ale i dość proste. Uważam, że karma to suka i się mści. A nie chciałabym, żeby ktoś odmówił mi kiedyś zapięcia kurtki, kiedy będę wracała pijana do domu. 
Nie no, żartuję oczywiście. 
Nie mam kurtki, mam płaszcz :)