sobota, 30 czerwca 2012

grunt to się ustawić

Tak sobie myślę, że Rynek Jeżycki w sobotę to chyba taki rytuał. Jedna z niewielu rzeczy, od których mogę się uzależnić. Nawet jak lodówkę mam wypchaną jadłem wszelakim, to i tak w sobotę rano idę na spacer na Rynek. Panuje tam świetny klimat i - doprawdy - nie wiem, co zrobię zimą.
Kilka już razy widziałam charakterystycznego, starszego faceta - brudny, ze skołtuniona brodą. Wygląda na bezdomnego. Tym razem jednak facecik nawiązał kontakt.

Stałam w kolejce do jednego ze straganów z owocami, kiedy podszedł i do mnie i cichym, żałosnym, przepraszającym tonem zapytał, czy nie kupiłabym mu czegoś do jedzenia. Dość odruchowo powiedziałam, że nie ma sprawy, po czym po namyśle zapytałam - czy może coś konkretnego. I tu zaczęła się litania. Bo on lubi banany, ale bananów nie może, bo jest bezglutenowcem. Więc może arbuza? On bardzo lubi arbuzy. Tylko, żebym wybrała takiego czerwonego w środku. To znaczy, jakiegokolwiek kupię, taki będzie dobry, ale żeby może tego czerwonego, bo one takie słodkie o tej porze roku. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, czy śmiać się czy co zrobić. Człowiek głodny raczej nie wybrzydza prawda? Ale co tam. Ja od 5 złotych nie zbiednieję, a jak tu odmówić człowiekowi jedzenia (a raczej picia, bo arbuzem to się na długo nie posili). W momencie, kiedy kupowałam facecikowi arbuza, on już miał ugadaną następną osobę w kolejce i obwąchiwał czereśnie :) No, niezły biznes. Może sama się tak ustawię następnym razem.

Zresztą. Niech mu będzie na zdrowie :)

sobota, 16 czerwca 2012

sezon na czereśnie

Typowa sobota na Rynku Jeżyckim. Wszyscy robią zakupy. Jednocześnie.

Łażę więc między straganami, z prawej i lewej atakują góry dobra owocowo-warzywnego. Myślę sobie: „No tak, czerwiec, ciepło, słońce, Euro (nie pytajcie mnie, jaki to ma związek, ale teraz wszystko ma związek z Euro) – należałoby nabyć czereśnie. Drogą kupna".
Rodzajów mnóstwo. „Krajowe”. „Sercówki”. „Słodkie”. „Bardzo słodkie”. Wreszcie trafiłam na taki, które bez wątpienia będą mi smakować.

empirycznie sprawdzone - rzeczywiście nie było :)

sobota, 9 czerwca 2012

kochamy jak Irlandię


Jakaś irlandzka grupa kibiców zrobiła sobie punkt zbiorczy tuż pod moim blokiem. Poznać ich nietrudno, bo po zielonym. Tym samym Pan Menel, tubylec, postanowił nawiązać z nimi kontakt. Początkowo coś tam opowiadał o Lechu, o Poznaniu, o stadionie, o Euro - głośno i powoli, żeby na pewno Irlandczycy zrozumieli. Dziwnym trafem nie rozumieli. Wystarczyło jednak, że w międzynarodowym języku sportu Pan Menel wypowiedział magiczne słowa "Robert Lewandowski", a nić porozumienia została nawiązana :)

Podszedł też drugi menel, widocznie głupszy, albowiem nasz Pan Menel powiedział do niego kulturalnie: "Robert, nie pierdol naszym irlandzkim kibicom jakichś głupot".

Chyba pójdę ich ratować :)
Albo nie. Zaczęli śpiewać "Bohemian Rhapsody" i piją razem piwo na krawężniku. Pełna integracja :)

środa, 6 czerwca 2012

marketing szeptany

Kraszewskiego. Stoję w kolejce do bankomatu bardzo popularnego banku. W długiej kolejce. Przede mną starsza kobitka. W pewnym momencie podchodzi do niej znajoma jakaś i odzywa się w te słowa:

- Ty wiesz, Krysia...? Zmieniłam ostatnio bank. I już nie muszę stać w kolejce do bankomatu!

Mogę się założyć, że gdyby usłyszał to spec od reklamy owego banku, podskoczyłby z radości pod sufit. Choć brzmiało to jak wyświechtany slogan, było jak najbardziej szczere - no i skuteczne. Społeczny dowód słuszności. Aż mnie wierci w środku z ciekawości, czy Krysia też zdecydowała się zmienić bank :)