Niewielu znam ludzi, którzy w sobotę budzą się o 7.30, jeśli nie muszą iść do pracy. Ja się budzę. Ale w końcu nikt nigdy nie mówił, że ze mną jest wszystko w porządku :)
Zmierzam więc na zakupy. Jeżyce już wstały. Szare chmury wiszą nad kamienicami, ale okoliczni koneserzy Chateau de Jabol tkwią dzielnie na swoich posterunkach pod monopolowym. Ulicami przemykają babcie, dzierżąc w dłoniach reklamówki z Biedronki. Na ulicy hałasuje śmieciarka, dzikie gołębie taplają się w kałuży czegoś, co niebezpiecznie przypomina jakieś ludzkie wydzieliny. No, sielanka.
W tych to uroczych okolicznościach przyrody, drogę zastępuje mi pewien nieznajomy Pan, odziany - egzotycznie jak na Jeżyce - od stóp do głów w jeans. Teatralnym gestem chwyta się za serce i, skłaniając lekko głowę, wykrzykuje:
- Witam, piękno wcielone w naturę...!
"Piękno wcielone" niniejszym oniemiało.
Dołączam dziś do grona Twoich czytelników. Lekko, dowcipnie i inteligentnie.Czekam na więcej, dodawaj też zdjęcia. Pozdrawiam wrześniowo.
OdpowiedzUsuńPani od polskiego
Dziękuję :) zdjęć też pewnie będzie coraz więcej :)
Usuńa czy w dalszej części Pan zapytał o możliwość dorzucenia się do wina?
OdpowiedzUsuńwłaśnie nie!
Usuńkomplement ten nie był podszyty winem. a przynajmniej nie z tej strony :)
uroczo :D
OdpowiedzUsuńna Jeżycach jest niesamowite zagęszczenie komplementów na metr kwadratowy :)
UsuńA pomyśl, jakie by się posypały komplementa, gdybyś Ty jednak się do tego wina dorzuciła.... :)))
OdpowiedzUsuń