Gdzie jestem? W Ogrodzie Botanicznym, rzecz jasna. Wyszłam z domu i jakoś mi się skręciło w drugą stronę. Trochę poza sercem Jeżyc, ale nie wszystko musi się od razu zmieścić na mojej ulicy :)
skoro już muszą być jakieś zdjęcia... to tęcza. jak w mordę strzelił. |
Po Ogrodzie można spacerować godzinami, chłonąc wszystko to, co się w nim dzieje. Dziwić się kwitnącym truskawkom. Obserwować żółwia, wspinającego się nieporadnie na kamienny brzeg. Wędrować po ścieżkach alpinarium i znaleźć bieszczadzką trawę. Zastanawiać się, czym, u licha, może różnić się roślinność chińska od koreańskiej... No ale poważnie, kto w ogóle wpadłby na to, że gdzieś tam istnieje jakaś koreańska roślinność? :)
Odnosi się niesamowite wrażenie, że wśród drzew wszystko płynie innym rytmem, wyznaczonym przez naturę. I w ogóle nie przychodzi do głowy, że za płotem miasto tętni intensywnym, poniedziałkowym życiem. W Botaniku jest jak w tajemniczym, czarodziejskim ogrodzie.
Przyjemnie było dziś zabłądzić w środku.
dowód na truskawkę. |
Zapomniałabym. Podczas spaceru jedna babeczka poprosiła mnie o zrobienie zdjęcia i wręczyła mi stary aparat, na kliszę. W dobie wszechobecnych cyfrówek trochę zajęło mi zaskoczenie, co powinnam teraz zrobić :) Oczywiście, wpatrywałam się tępo w tylną ściankę urządzenia, intensywnie poszukując wyświetlacza - i to zarówno przed, jak i po zrobieniu zdjęcia. Skąd mam niby teraz wiedzieć, czy wyszło? :)
Nowe czasy, nowa generacja, nowe gadżety; stare zastępowane nowym; tak jak młodym trudno zrozumieć tamte czasy tak starszym osobom często z trudnością przychodzi połapać się we wszystkim co nowe, także w sferze urządzeń codziennego użytku. Komórki, aparaty cyfrowe, piloty, bankomaty, PIN-y, enter-y itp. cuda.
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że pamiętam doskonale lata 70-te i 80-te no i doczekałem nowych czasów, czy lepszych? Pod wieloma względami pewnie tak chociaż z szeregiem aspektów dzisiejszego życia trudno mi się pogodzić. A najbardziej z tempem życia. Wszyscy gonią, spieszą się wciąż a wszystkie gadżety w tym cyfrówki pomagają w tym. Bo wystarczy nacisnąć, kliknąć i już gotowe, zdjęcie za zdjęciem, setki, tysiące zdjęć; nieważne, że później brak czasu na obejrzenie ich wszystkich; zalegają latami gdzieś na twardym dysku czy pendrivie; ważne, że byłem, zrobiłem mnóstwo zdjęć i jestem cały happy. Tylko w tym wszystkim umyka to co najważniejsze; radość z bycia tam, radość z percepcji otaczającej przyrody, architektury, magicznych miejsc czy mijanych ludzi.
Dlatego aparaty fotograficzne na klisze miały tę zaletę, ze przed zrobieniem zdjęcia trzeba było starannie wybrać miejsce, wykadrować plan, ustawić ostrość i czas bo inaczej zdjęcie zrobione w pośpiechu było najzwyczajniej nieudane. A teraz właściwie trzeba wiedzieć tylko, który przycisk nacisnąć; resztę aparat zrobi sam; dlatego pstrykamy bez opamiętania. Oczywiście są wyjątki:)
A przy okazji prośba do autorki bloga o rozpropagowanie wszelkimi możliwymi kanałami imprezy dla mieszkańców Jeżyc; więcej http://mojejezyce.blogspot.com/2012/09/kolejna-jezycka-dzielnicjada-przed-nami.html
Pozdrawiam
Prawdę mówiąc, wcześniej nie miałam pojęcia, że na Jeżycach tyle się dzieje :) O Dzielnicjadzie już napisałam i mama nadzieję, że uda mi się tam pojawić.
UsuńTo prawda, oglądanie zdjęć teraz nie jest już tak ekscytujące, jak kiedyś. Teraz zdjęcia z wycieczki ogląda się na bieżąco na wyświetlaczu aparatu, kasując co gorsze sztuki. Z jednej strony zdjęcia nie mają juz tak dużej wartości emocjonalnej. Z drugiej strony - taka technika to, dla profesjonalistów, możliwość robienia jeszcze doskonalszych dzieł.
Również pozdrawiam przeserdecznie :)