czwartek, 7 maja 2015

Witaj, maj!

Rok temu solennie obiecałam, że już zawsze będę na długi weekend wyjeżdżać. A bo to wiosna, liście, cieszenie się majem i hopsasa. Słowa dotrzymałam. Tym razem było całkiem blisko - autostradą na Świebodzin i potem 92-ką. I w prawo.
Do Łagowa.

Łagów uważany jest za wytwór małży ziemi lubuskiej. Znaczy tego, Perłę. Nie znam owej ziemi na tyle, żeby stwierdzić, jak - dla porównania - kształtuje się kondycja innych jej klejnotów. Nie będę się tu też szczególnie wymądrzać o zabytkach i historii Łagowa, bo figę wiem. Wiem natomiast, że centrum da się przejść dokładnie w 15 minut krokiem spacerowym (dwie stareńkie bramy, Zamek Joannitów i kościółek), zaś na końcu tej podróży czeka bardzo dobre piwo, konsumowane nad brzegiem Jeziora Trześniowskiego.
(Google Maps mówi, że to Jezioro Ciecz, ale zostałam dość stanowczo ostrzeżona, żeby pod żadnym pozorem tej nazwy nie używać. Nigdy. Jakby się zastanowić, to to właściwie brzmiało jak groźba... [przyp. aut.])

Jeżeli jednak ktoś ma ochotę odpocząć, połazić po lesie, popływać w formie dowolnej po jednym z dwóch jezior (ba! można po obu naraz przy jednym kursie!) i spędzić miło czas - polecam absolutnie. Daleko nie jest. Kuper w auto i jedziemy. W przypadku braku auta: zbałamucić kogoś z autem i - po uprzednim wsadzeniu kuprów - jedziemy.

No to co. To zdjęcia.

kawałek Jeziora Trześniowskiego,
widzianego z baszty Zamku Joannitów
Jezioro Trześniowskie: kontynuacja. albo 50 shades of green.
budynków szachulcowych w zabudowie więcej niż na Jeżycach.
buki bezwstydnie nie mają zielonych liści - przy wiośnie to oburzające!
las przedwieczorną porą.
prawdopodobnie najkosztowniejsze zdjęcie w moim dorobku.
pamiętajcie - kiedy chcecie zrobić fotografię Łagowa przy zachodzącym
słońcu i wodzie jak szklanka, nie opierajcie się rękawami płaszcza
o płot, świeżo pomalowany na zielono. to NIE ROBI dobrze płaszczowi.
taka przyjacielska rada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz