odrobina papierologii. |
Lokatorzy to drugi odcinek czteroczęściowego, dokumentalnego serialu teatralnego. Ot, reżyser podpuścił aktorów, którzy wyszli w miasto i przynieśli rozmaite historie. Dramaturg skleił i powstała sztuka. Na Buntowników, niestety, się nie wybrałam, ale już teraz wiem, że nadrobię, kiedy tylko będzie ku temu okazja. O ile będzie.
Spektakl pokazał Jeżyce bardzo specyficznie i uniwersalnie jednocześnie. W historiach lokatorów można było dostrzec typową jeżyckość, którą chłonę na co dzień - ale i elementy, które mogą zdarzyć się wszędzie.
Na wstępie zastrzeliła mnie historia Profesora Juliana i jego szanownej małżonki Heleny - cudownego, ciepłego, kochającego się małżeństwa z ulicy Krasińskiego - a to z tego powodu, że to najprawdziwsi w świecie dziadkowie mojego absolutnie autentycznego kolegi z pracy! Wymienieni w sztuce z nazwiska! Bo tak właśnie podeszli do sprawy twórcy: historie były realne do stopnia podania prawdziwych danych osobowych, adresów, słów, gestów - wszystkiego.
Fantastyczny był Janusz Andrzejewski, grający panią Ewę - nadpobudliwą i trochę neurotyczną, filigranową rusycystkę, która teraz nielegalnie pomieszkuje w lokum bez łazienki w kamienicy, której kiedyś była właścicielką. Rozwiewam wątpliwości: facet zagrał kobietę i zrobił to wyśmienicie. Była tam też historia studentów, którzy dzielą mieszkanie i robią casting na współlokatora (musi lubić zieloną herbatę i koty), była Kaśka, anarchistka, która zajmuje się problemem mieszkań socjalnych. Pojawiło się pytanie: czy pokazanie problemów ludzi w ten sposób, w sposób teatralny, może coś realnie zmienić?
Na scenę weszła w pewnym momencie Agnieszka Różańska, wykrzykując słowa niczym z żołnierskiej musztry. Trzy słowa: konsekwencja, upór, siła. Jak nas wywalą drzwiami, wracamy oknem. Jak nie damy rady, wracamy z kolegą. Jednym z przyczółków jest Rynek Jeżycki. Trzeba jeść, jeść, jeść, przejść na nową dietę. Jeść wszystko, żeby mieć siły. Przez pięć minut zastanawiałam się, o co, do cholery, chodzi? Kogo ona, u diabła, gra? Kiedy uświadomiłam sobie, że tajemniczą postacią jest gołąb, autentycznie oniemiałam. Wyborne!
I te jerzyki na koniec... Też możecie posłuchać głosu ostatnich ptaków, zamieszkujących jeżyckie poddasza, które tracą warunki do życia, tonąc w mineralnej wełnie ociepleń: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=68qv2jfZrNI.
A po wszystkim odbyły się przeintelektualizowane i snobistyczne dyskusje o wrażeniach w Dylemacie na Mickiewicza. Co sprowadza się do tego, że zyskałam swoją ulubioną, jeżycką knajpkę :)
Czekałam na wpis o tym :)
OdpowiedzUsuńA jerzyk cudowny, odstresowałam się. Hej, a jaka to knajpka, hmm? ;>
się cieszę.
Usuńno Dylemat. osoba czyta ze zrozumieniem ;)
Inaczej: jaka w sensie opowiedz!
Usuńopowiem. planuję w ogóle pozwiedzać jeżyckie knajpki i o nich opowiedzieć.
Usuńw skrócie: Dylemat ma klimat, że tak zacytuję. uwielbiam niepasujące do siebie krzesła :)
A, no to super, czekam na relacje. Mi się zawsze wydawało, że Jeżyce są mało imprezową dzielnicą pod względem knajp itd. Może udowodnisz, że się mylę.
UsuńJa w ogóle uwielbiam niepasujące do siebie rzeczy, więc rozumiem doskonale.
Btw - nie jestem fast forward, więc żeby nie narzekać.. Której pierwszej przejdzie, niech da znak!