piątek, 27 września 2013

Jeżyce Story: Buntowicy. Opowieść o słoniach.

Muzyka jest filozofią mojego życia.

Wydaje mi się, że wcale nie chodzi o muzykę. Tylko o pasję. O coś, w czym można zatracić się do końca i przez to poznać siebie tak naprawdę. Co nas definiuje i tkwi gdzieś głęboko. Życie Krzysztofa, melomana z Jeżyce Story: Buntownicy, ułożyło się akurat wokół czterech nut beethovenowskiej symfonii. Ale to absolutnie nie musi być reguła.

Oczywiście musiałam zbuntować się przeciwko ustalonemu porządkowi i przygodę z serialem teatralnym zaczęłam od Lokatorów :) Mimo tego, że właśnie Buntownicy stanowią pierwszą część cyklu Jeżyce Story, o którym wspominałam już wielokrotnie, a i teraz spełniam swój kronikarski obowiązek.
Ten odcinek jest... no, przede wszystkim jest męski. Jest o buncie. O dorastaniu. O nakazach i ograniczeniach i szukaniu własnej ścieżki. Nie wiem, czy sprzeciwianie się zakazom to domena mężczyzn. Może po prostu w ich przypadku walka o wolność jest bardziej bezwzględna i brutalna, więc rzuca się w oczy? Na to wskazywałby, przedstawiony w sztuce, konflikt Tomka i Zygmunta, syna-anarchisty i ojca-wielbiciela porządku. Być może coś w tym jest.

Chapeau bas dla Pawła Binkowskiego za rewelacyjną kreację Peji Ryszarda! Nie wiedziałam, czy mam się bardziej śmiać czy dumać nad tym, że niektóre słowa i myśli bardzo mnie zaskakują. Pozytywnie, oczywista. Świetnie zagrana postać, wspaniałe gwarowo-rynsztokowe słownictwo, rzucane z niezwykłą naturalnością. Trudna opowieść o dzieciństwie, alkoholu i szarpaninie z losem. Gdybym wracając ze spektaklu spotkała mego szanownego Sąsiada, to chyba nawet spytałabym go, jak się czuł, kiedy oglądał "siebie" w teatrze. Niefart, nie spotkałam.

Słoń jest symbolem pierwszego odcinka.
Mały Cohn to słoń indyjski, który na początku XX w. zjawił się w Poznaniu wraz z cyrkiem Sarassaniego. Wytresowane, cyrkowe zwierzęta słuchały potulnie swych poskramiaczy i robiły sztuczki, aby ucieszyć publiczność. Cohn postanowił zerwać się na trochę, choć jego wolność miała prawo trwać tylko chwilę. Po niesławnej ucieczce zwierzęcia i jego brutalnym schwytaniu, Sarassani (w rzeczywistości pełen ordnungu Niemiec, nie mylić z Włochem) zadecydował o podarowaniu słonia miastu Posen, z przeznaczeniem do ogrodu zoologicznego w dzielnicy Jersitz. Historia stworzenia, które pragnie wyrwać się z niewoli i które pamięta każde zadane mu uderzenie, przewija się przez całą sztukę. Przewija się w postaci Edyty Łukaszewskiej z maską na twarzy. W historii naocznego Świadka słoniowej ucieczki i opowieściach Tresera. Wreszcie - poprzez niemy film, puszczany na ścianie.
Bolesne jest to pragnienie wolności, bolesne także z fotela widza, który zadaje sobie pytanie: "Jak to? Jak to - nie można żyć po swojemu?". I zaraz potem zaczyna zastanawiać się nad własnymi ograniczeniami.

Puenta jest krótka. Miasto Kobiet było lepsze. Ale w ten męski świat też warto się zanurzyć.

A teraz ogłoszenie. Dla wszystkich, którzy żałują siana na bilet do teatru, twórcy Jeżyce Story przygotowali niespodziewajkę :) Już 6 października będzie można zobaczyć aktorów całego cyklu na - gdzieżby indziej! - Rynku Jeżyckim. O szczegółach dowiecie się, robiąc klik tutaj.
Mam nadzieję, że do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz