Czy Jeżyce kiedyś będą nudne?
No bez kpin...
Wykopytkowałam na fyrtel wieczorową porą, bo jak tej sierotce zapomniało mi się, że miałam coś jeszcze załatwić. Wracając, z czystego lenistwa postanowiłam jednak skorzystać z tego cudu techniki, jakim jest tramwaj i przejechać ten niepokonalny dystans z Rynku na Polną (o zgrozo!).
Na przystanku zadzierzgnęłam przyjaźń z Dziarską Staruszką. Przyjaźń ta została oparta na solidnych podstawach tego, że ja wiedziałam, która jest godzina, umiałam odczytać w świetle latarni i neonów rozkład jazdy oraz cierpliwie wysłuchiwałam wyrazów niezadowolenia, spowodowanych częstotliwością i prędkością jazdy komunikacji miejskiej poza godzinami szczytu. Dziarska Staruszka stwierdziła, że jest jednak zbyt niska. Ta częstotliwość, nie ta Staruszka.
A więc wsiadam, proszę ja Was, winduję Dziarską po schodkach (niezadowolenie sięgnęło zenitu, tramwaj nie był niskopodłogowy), służę za podpierak, przy wysiadaniu na Polnej natomiast za rusztowanie i co? Ha! Dziarska Staruszka uwiesza się na moim młodym i pięknym ramieniu i dalejże mnie ciągnąć na Staszica! A swój rozmiar miała.
Mam nadzieję, że przełoży się on na rozmiar mojej niebiańskiej aureoli :)
wtorek, 25 września 2012
niedziela, 23 września 2012
seks w wielkim mieście
Curiouser and curiouser!, jak powiedziałaby Alicja. Ta od Krainy Czarów.
Sobota, tramwaj, wsiadam na Polnej. Przede mną dwie rozchichotane nastolatki czy studentki. Nieistotne. Młode, fajnie ubrane laski. Dyskutują sobie w najlepsze o piątkowej imprezie. Po chwili dochodzi do nich bardzo młoda kobieta, dość zaniedbana, siada przed nimi, odwraca się i przerywa ich rozmowę. Przeprasza, że zawraca im głowę, że podsłuchała - i zaczyna opowiadać o tym, że na imprezach łatwo zrobić coś głupiego. Na przykład palić marihuanę. Ostatnio ją namawiano, ale ona się dzielnie powstrzymała. Dlaczego? Bo ma małe dziecko - o, tu je widać, na zdjęciu, na wyświetlaczu telefonu. Ładne prawda? Takie maleństwo, słodkie, kochane... A jak patrzy! A jak się śmieje! I ona ma to takie małe dzieciątko, ale ten jej facet, to szkoda gadać, naprawdę... Ona to nie bardzo wie, co ma z tym fantem zrobić. Sporo starszy, w dodatku ma 17 tysięcy złotych długu, tak dużo pieniędzy. A rodzina jej mówiła, żeby sobie dała z nim spokój, przecież tyle starszy. Żeby ona chociaż o tych pieniądzach wiedziała, to by go rzuciła już dawno. A że nie wiedziała, to wiadomo, i do łózka poszli i od razu w ciążę zaszła i jak to teraz? I ona teraz taka młoda, wszystko przed nią, a tu taki facet uwiązany... A miała marzenia, miała plany, teraz już nic po tych planach nie zostało. Taka młoda, a życie takie już zniszczone...
Dalszego ciągu nie znam, bo wysiadłam. Przed wyjściem zauważyłam tylko rosnące ze zdumienia oczy młodych dziewczyn, które były zbyt zaskoczone, żeby chociażby potakiwać.
Samotność, która powoduje tramwajowe zwierzenia, jest bardzo przerażającą samotnością.
Sobota, tramwaj, wsiadam na Polnej. Przede mną dwie rozchichotane nastolatki czy studentki. Nieistotne. Młode, fajnie ubrane laski. Dyskutują sobie w najlepsze o piątkowej imprezie. Po chwili dochodzi do nich bardzo młoda kobieta, dość zaniedbana, siada przed nimi, odwraca się i przerywa ich rozmowę. Przeprasza, że zawraca im głowę, że podsłuchała - i zaczyna opowiadać o tym, że na imprezach łatwo zrobić coś głupiego. Na przykład palić marihuanę. Ostatnio ją namawiano, ale ona się dzielnie powstrzymała. Dlaczego? Bo ma małe dziecko - o, tu je widać, na zdjęciu, na wyświetlaczu telefonu. Ładne prawda? Takie maleństwo, słodkie, kochane... A jak patrzy! A jak się śmieje! I ona ma to takie małe dzieciątko, ale ten jej facet, to szkoda gadać, naprawdę... Ona to nie bardzo wie, co ma z tym fantem zrobić. Sporo starszy, w dodatku ma 17 tysięcy złotych długu, tak dużo pieniędzy. A rodzina jej mówiła, żeby sobie dała z nim spokój, przecież tyle starszy. Żeby ona chociaż o tych pieniądzach wiedziała, to by go rzuciła już dawno. A że nie wiedziała, to wiadomo, i do łózka poszli i od razu w ciążę zaszła i jak to teraz? I ona teraz taka młoda, wszystko przed nią, a tu taki facet uwiązany... A miała marzenia, miała plany, teraz już nic po tych planach nie zostało. Taka młoda, a życie takie już zniszczone...
Dalszego ciągu nie znam, bo wysiadłam. Przed wyjściem zauważyłam tylko rosnące ze zdumienia oczy młodych dziewczyn, które były zbyt zaskoczone, żeby chociażby potakiwać.
Samotność, która powoduje tramwajowe zwierzenia, jest bardzo przerażającą samotnością.
sobota, 22 września 2012
Żywy inwentarz
Atmosfera na Rynku jest naprawdę ciepła i rodzinna. Mimo aury.
W kolejce po kwiaty stało sobie przede mną z pięć kumoszek, rechocząc w najlepsze. Prym wiodła zwłaszcza jedna, witając i pozdrawiając każdego i głośno żartując ze wszystkimi naokoło. Od stoiska tymczasem odeszła stara babuleńka, dzierżąc w drżącej dłoni bukiet żółtych dalii i powtarzając pod nosem:
- Dalie... Musze zapamiętać nazwę: dalie.
Wraca po chwili z pytaniem, jak nazywają się te kwiaty, bo jednak zapomniała :)
A co na to nasza Naczelna Kumoszka? Z błyskiem w oku i szelmowskim uśmiechem powiada:
- Pani, kozy! To są kozy! KO-ZY. Tak się te kwiaty nazywają.
Po czym zapanowała powszechna wesołość, rozlewająca się na okoliczne stragany. (Pisząca te słowa również zaśmiewała się, chrząkając z uciechy niczym radosny prosiak i wcale się tego nie wstydzi)
Babuleńka odchodzi więc od stoiska, mamrocząc pod nosem:
- Kozy... Muszę zapamiętać nazwę: kozy.
Kwiaciarka tylko pokręciła głową z politowaniem, spojrzała na Naczelną Kumoszkę i westchnęła:
- Ech. Ty to w tygodniu jesteś jednak bardziej normalna.
Normalna, czy nie - zazdroszczę pogody ducha :)
W kolejce po kwiaty stało sobie przede mną z pięć kumoszek, rechocząc w najlepsze. Prym wiodła zwłaszcza jedna, witając i pozdrawiając każdego i głośno żartując ze wszystkimi naokoło. Od stoiska tymczasem odeszła stara babuleńka, dzierżąc w drżącej dłoni bukiet żółtych dalii i powtarzając pod nosem:
- Dalie... Musze zapamiętać nazwę: dalie.
Wraca po chwili z pytaniem, jak nazywają się te kwiaty, bo jednak zapomniała :)
A co na to nasza Naczelna Kumoszka? Z błyskiem w oku i szelmowskim uśmiechem powiada:
- Pani, kozy! To są kozy! KO-ZY. Tak się te kwiaty nazywają.
Po czym zapanowała powszechna wesołość, rozlewająca się na okoliczne stragany. (Pisząca te słowa również zaśmiewała się, chrząkając z uciechy niczym radosny prosiak i wcale się tego nie wstydzi)
Babuleńka odchodzi więc od stoiska, mamrocząc pod nosem:
- Kozy... Muszę zapamiętać nazwę: kozy.
Kwiaciarka tylko pokręciła głową z politowaniem, spojrzała na Naczelną Kumoszkę i westchnęła:
- Ech. Ty to w tygodniu jesteś jednak bardziej normalna.
Normalna, czy nie - zazdroszczę pogody ducha :)
niedziela, 16 września 2012
Witamy w krainie...
...gdzie obcy zginie.
Konkretniej - na Szamarzewskiego.
Nie było łatwo zrobić to zdjęcie, bo rzeczywiście - dość często wystaje tam kwiat jeżyckiej młodzieży: brudnawy, palący podłe papierosy i plujący łupinami od słonecznika. Prowadzą oni zajmujące dysputy na temat tego, kto komu wpierdolił albo jak bardzo się najebał. Przechodząc obok, obawiam się ich bardziej niż wstawionych meneli. Chyba dlatego, że jeszcze nie do końca mają świadomość życia i jego konsekwencji. Jak u Peji - liczy się "szacunek ludzi ulicy", a ta wybitnie wymagająca nie jest. Smutne - ale przecież nie dziwne. Pod tym względem, zdaje się, Jeżyce nie są jakimś wyjątkiem. Zawsze tzw. młodzież była postrzegana przez starsze pokolenia, jako zdegenerowane i bezczelne jednostki. Nasuwa się tylko pytanie: skoro ja byłam dziesięć lat temu zdegenerowana i bezczelna, a proces postępuje - to czy gdzieś jest jakaś granica?
edit: Na popołudniowym spacerze byłam świadkiem pewnej sytuacji. Na Wawrzyniaka trzech podrostków kopało między sobą piłkę. Jeden z nich uderzył mocniej i futbolówka potoczyła się pod nogi siedzącego na schodkach pijaczka. Reakcja?
- Oddawaj piłkę, stary pedale...!
No. Właśnie.
Konkretniej - na Szamarzewskiego.
pytanie cokolwiek retoryczne. |
edit: Na popołudniowym spacerze byłam świadkiem pewnej sytuacji. Na Wawrzyniaka trzech podrostków kopało między sobą piłkę. Jeden z nich uderzył mocniej i futbolówka potoczyła się pod nogi siedzącego na schodkach pijaczka. Reakcja?
- Oddawaj piłkę, stary pedale...!
No. Właśnie.
sobota, 8 września 2012
Równowaga rynkowa
Złota zasada: na zakupy nie chodzi się z burczącym z głodu brzuchem. Powinno się to wyryć tępym i zardzewiałym rylcem na jakiejś newralgicznej części ciała. Można bowiem skończyć tak, jak ja dzisiaj - wracając obładowanym niczym duży ssak parzystokopytny, Camelus bactrianus. Znaczy wielbłąd dwugarbny. Z mutacją do trzeciego garba, cholera jasna.
Powiem szczerze, że jeszcze sporo sprytu mi brakuje. Stare jeżyckie wyjadaczki są cwańsze ode mnie, na zakupy pomykają z wózeczkami. Dzisiaj, przy jednym ze straganów, starsza pani ładowała do wózka kilogramy ziemniaków, wzdychając: "Co ja bym zrobiła bez tej mojej przyjaciółki na kółkach...?". Jak widać słabe mam zdolności interpersonalne, bo mnie się takie przyjaciółki jakoś nie imają. Mogłabym kupić, ale czymże jest kupiona przyjaźń? :)
Dziwnie się czuję, robiąc zdjęcia warzywom w szczycie zakupowym. Sprzedawcy patrzyli na mnie dziś nader podejrzliwie. Poświęciłam się, owszem - ale było warto. Biegajcie na Rynek, póki jeszcze tam tyle dobra. A dla wszystkich wegeludzi to jak Ziemia Obiecana, Eldorado i Mekka w jednym. I z cała pewnością nikt im tam nie powie, że jedzą zielsko.
Dla niezorientowanych, mały cennik (uśredniłam ceny):
pomidory i cukinia - 2 zł/kg, ogórki - 3,50 zł/kg, papryka - 4 zł/kg, brokuły i kubek malin - 3,5 zł, sałata i rukola - 2 zł, rzodkiewki i szczypiorek - 1,5 zł za pęczek. No nic, tylko brać.
No i nie byłabym sobą, jakbym nie wrzuciła tego... Pamiętajcie, mordercy, Rynek ma Was na oku!
Korzystając z okazji, szerzę wieść. Zbliża się jeżycka Dzielnicjada (już czwarta), organizowana przez Stowarzyszenie SIC!. Wstęp bezpłatny, więc kto ma ochotę zobaczyć Dom Tramwajarza od środka, niech czuje się zaproszony. Impreza odbywa się pod hasłem "Magia mojej dzielnicy". I teraz nie wiem, czy nie zacząć się bać :) A całkiem serio - więcej info tutaj.
umiałam się oprzeć? jasne, że nie. |
polerowane całą noc. |
Dla niezorientowanych, mały cennik (uśredniłam ceny):
pomidory i cukinia - 2 zł/kg, ogórki - 3,50 zł/kg, papryka - 4 zł/kg, brokuły i kubek malin - 3,5 zł, sałata i rukola - 2 zł, rzodkiewki i szczypiorek - 1,5 zł za pęczek. No nic, tylko brać.
rzodkiewkowa piramida. z rzodkiewek. |
jak złym trzeba być człowiekiem, żeby dusić niewinne śliwki? ciekawe, że truskawek się to nie tyczy... wyczuwam spisek. |
Korzystając z okazji, szerzę wieść. Zbliża się jeżycka Dzielnicjada (już czwarta), organizowana przez Stowarzyszenie SIC!. Wstęp bezpłatny, więc kto ma ochotę zobaczyć Dom Tramwajarza od środka, niech czuje się zaproszony. Impreza odbywa się pod hasłem "Magia mojej dzielnicy". I teraz nie wiem, czy nie zacząć się bać :) A całkiem serio - więcej info tutaj.
poniedziałek, 3 września 2012
Piesze wycieczki
Wrzesień jest drugim najlepszym miesiącem w całym roku, zaraz po maju - to pewne. Jest jeszcze ciepło, ale już nie gorąco. I pachnie takim mijającym latem. Zieleń drzew zaczyna tracić swoją soczystość. Po spalonej słońcem trawie biega w podskokach ruda wiewiórka z długa kitą. Światło słońca pada lekko z ukosa, tworząc tęczę pod kamienną spódniczką baletnicy. Po ławce, ufundowanej przez JM Rektora UAM, leniwie spaceruje biedronka...
Gdzie jestem? W Ogrodzie Botanicznym, rzecz jasna. Wyszłam z domu i jakoś mi się skręciło w drugą stronę. Trochę poza sercem Jeżyc, ale nie wszystko musi się od razu zmieścić na mojej ulicy :)
Po Ogrodzie można spacerować godzinami, chłonąc wszystko to, co się w nim dzieje. Dziwić się kwitnącym truskawkom. Obserwować żółwia, wspinającego się nieporadnie na kamienny brzeg. Wędrować po ścieżkach alpinarium i znaleźć bieszczadzką trawę. Zastanawiać się, czym, u licha, może różnić się roślinność chińska od koreańskiej... No ale poważnie, kto w ogóle wpadłby na to, że gdzieś tam istnieje jakaś koreańska roślinność? :)
Odnosi się niesamowite wrażenie, że wśród drzew wszystko płynie innym rytmem, wyznaczonym przez naturę. I w ogóle nie przychodzi do głowy, że za płotem miasto tętni intensywnym, poniedziałkowym życiem. W Botaniku jest jak w tajemniczym, czarodziejskim ogrodzie.
Przyjemnie było dziś zabłądzić w środku.
Zapomniałabym. Podczas spaceru jedna babeczka poprosiła mnie o zrobienie zdjęcia i wręczyła mi stary aparat, na kliszę. W dobie wszechobecnych cyfrówek trochę zajęło mi zaskoczenie, co powinnam teraz zrobić :) Oczywiście, wpatrywałam się tępo w tylną ściankę urządzenia, intensywnie poszukując wyświetlacza - i to zarówno przed, jak i po zrobieniu zdjęcia. Skąd mam niby teraz wiedzieć, czy wyszło? :)
Gdzie jestem? W Ogrodzie Botanicznym, rzecz jasna. Wyszłam z domu i jakoś mi się skręciło w drugą stronę. Trochę poza sercem Jeżyc, ale nie wszystko musi się od razu zmieścić na mojej ulicy :)
skoro już muszą być jakieś zdjęcia... to tęcza. jak w mordę strzelił. |
Po Ogrodzie można spacerować godzinami, chłonąc wszystko to, co się w nim dzieje. Dziwić się kwitnącym truskawkom. Obserwować żółwia, wspinającego się nieporadnie na kamienny brzeg. Wędrować po ścieżkach alpinarium i znaleźć bieszczadzką trawę. Zastanawiać się, czym, u licha, może różnić się roślinność chińska od koreańskiej... No ale poważnie, kto w ogóle wpadłby na to, że gdzieś tam istnieje jakaś koreańska roślinność? :)
Odnosi się niesamowite wrażenie, że wśród drzew wszystko płynie innym rytmem, wyznaczonym przez naturę. I w ogóle nie przychodzi do głowy, że za płotem miasto tętni intensywnym, poniedziałkowym życiem. W Botaniku jest jak w tajemniczym, czarodziejskim ogrodzie.
Przyjemnie było dziś zabłądzić w środku.
dowód na truskawkę. |
Zapomniałabym. Podczas spaceru jedna babeczka poprosiła mnie o zrobienie zdjęcia i wręczyła mi stary aparat, na kliszę. W dobie wszechobecnych cyfrówek trochę zajęło mi zaskoczenie, co powinnam teraz zrobić :) Oczywiście, wpatrywałam się tępo w tylną ściankę urządzenia, intensywnie poszukując wyświetlacza - i to zarówno przed, jak i po zrobieniu zdjęcia. Skąd mam niby teraz wiedzieć, czy wyszło? :)
sobota, 1 września 2012
komplement roku
Niewielu znam ludzi, którzy w sobotę budzą się o 7.30, jeśli nie muszą iść do pracy. Ja się budzę. Ale w końcu nikt nigdy nie mówił, że ze mną jest wszystko w porządku :)
Zmierzam więc na zakupy. Jeżyce już wstały. Szare chmury wiszą nad kamienicami, ale okoliczni koneserzy Chateau de Jabol tkwią dzielnie na swoich posterunkach pod monopolowym. Ulicami przemykają babcie, dzierżąc w dłoniach reklamówki z Biedronki. Na ulicy hałasuje śmieciarka, dzikie gołębie taplają się w kałuży czegoś, co niebezpiecznie przypomina jakieś ludzkie wydzieliny. No, sielanka.
W tych to uroczych okolicznościach przyrody, drogę zastępuje mi pewien nieznajomy Pan, odziany - egzotycznie jak na Jeżyce - od stóp do głów w jeans. Teatralnym gestem chwyta się za serce i, skłaniając lekko głowę, wykrzykuje:
- Witam, piękno wcielone w naturę...!
"Piękno wcielone" niniejszym oniemiało.
Zmierzam więc na zakupy. Jeżyce już wstały. Szare chmury wiszą nad kamienicami, ale okoliczni koneserzy Chateau de Jabol tkwią dzielnie na swoich posterunkach pod monopolowym. Ulicami przemykają babcie, dzierżąc w dłoniach reklamówki z Biedronki. Na ulicy hałasuje śmieciarka, dzikie gołębie taplają się w kałuży czegoś, co niebezpiecznie przypomina jakieś ludzkie wydzieliny. No, sielanka.
W tych to uroczych okolicznościach przyrody, drogę zastępuje mi pewien nieznajomy Pan, odziany - egzotycznie jak na Jeżyce - od stóp do głów w jeans. Teatralnym gestem chwyta się za serce i, skłaniając lekko głowę, wykrzykuje:
- Witam, piękno wcielone w naturę...!
"Piękno wcielone" niniejszym oniemiało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)