Zdarzyło mi się wczoraj spacerować przez Jeżyce porą już bardzo wieczorową.
Czuje się wtedy doskonale oddech tej dzielnicy - czasami mocno nieświeży, czasem pachnący całodobową kwiaciarnią na Rynku. Jakaś nastolatka całuje się przez okno z młodym, na pierwszy rzut oka rodowodowym, tubylcem. Ktoś na poddaszu kamienicy nieznośnie fałszuje początek "Ave Maria" Gounoda, rzępoląc na czymś bliżej nieokreślonym. Z otwartego okna "Wawrzynka" słychać dziewczynę, rozmawiającą po hiszpańsku z prędkością katarynki... Cała masa opowieści. Najbardziej zastanowiło mnie jednak to, co zobaczyłam na Rynku.
Przechodząc obok, odruchowo spojrzałam w stronę straganów, o tej porze ciemnych i trochę upiornych. Widocznie tylko ja poczułam się dość nieswojo, bo jakaś starsza parka żwawo kręciła się po Rynku, schylając pod stołami. Kobitka wreszcie zawołała do swego towarzysza gromko:
- Stasiek! Znalazłam pomidora!
Freeganizm. Tylko taki smutny, jeżycki.
Moja droga! Dobry pomidor nigdy nie jest zły :))))
OdpowiedzUsuń