Targ Jeżycki był wydarzeniem, organizowanym przez Centrum Innowacji Społecznej SIC! Ogólnie rzecz biorąc, ich celem jest budowanie spójnej struktury społecznej wśród mieszkańców osiedli (szczegóły dla dociekliwych tutaj). Ideą Targu była wymiana rzeczy, które sa juz nam niepotrzebne na coś innego - bezgotówkowo, coś za coś. Zrobiłam zatem szybkie przeszukanie swoich rzeczy. Parę sztuk biżuterii, której na pewno już nie założę, kilka książek, których na pewno już do ręki nie wezmę - i ruszamy. Głównie w celach obserwacji.
no to rozkręcamy imprezę :) |
Zaskoczyła mnie naprawdę spora frekwencja. Były zarówno młode dziewczyny, tatusiowie w średnim wieku, jak i starsze panie. Z głośników leciały przeboje biesiadno-weselne,a organizatorzy częstowali gzikiem i ogórkiem. Bezzębni i wstawieni mieszkańcy Jeżyc tańczyli bez żenady na samym środku przejścia. Ciężko też czasami było się wymienić - bo co, jeżeli oferujesz książki, a pani, od której chcesz spódnicę, zupełnie nic nie czyta?
Mała dziewczynka wymieniła u mnie małe, różowe kolczyki na bransoletkę. Choć ich nie założę pewnie nigdy, było mi miło patrzeć, jak bardzo cieszy się z nowego gadżetu. Bo chyba miała to być zabawa. Dlatego bardzo nie podobało mi się, że niektórzy próbowali zrobić na tym interes. Dziewczyny na stoisku obok na samym początku zapowiedziały, że u nich wszystko jest za 5 złotych. Chyba nawet nie udawały, że chcą podtrzymać ideę i na coś się wymienić. Sama ostatecznie też sprzedałam jedne korale - z tego względu, że jedna babka bardzo mnie o to prosiła. Bardzo jej się spodobały, a na Targu znalazła się przypadkiem, nie miała nic na wymianę. Zaraz zresztą sama wymieniłam "zarobek" na spódnicę. Więc ostatecznie było bezgotówkowo - chociaż i przy tej okazji ujawniła się pewnego rodzaju chciwość. Babka, której zapłaciłam za spódnicę, nie chciała ode mnie żadnej rzeczy, nic nie było w jej guście. Ok, to przecież normalne, rozumiem. Gorzej, że na koniec uprosiła mnie o korale, które oddałam jej za darmo. Próbuję to jakoś pojąć :)
Z fajnymi, młodymi dziewczynami wymieniłam chustę na kolczyki, kolczyki na kolczyki oraz książkę na... dwie pary kolczyków :) I bardzo mnie cieszyło, że książka została wzięta w obroty od razu, jeszcze na Rynku. Przecież o to chodziło, żeby dać niepotrzebnym rzeczom drugie życie. Nieważne, jaką torebka czy bluzka ma nominalną wartość - dla mnie nie ma żadnej, bo jest bezużyteczna. Mogę za to zyskać coś teoretycznie tańszego, ale bardziej przydatnego. I po co od razu robić z tego wielki biznes?
wszystkie korale zyskały nowych właścicieli |
Łaaa, ale super sprawa. Szkoda tylko, że zawsze przy okazji takich wydarzeń wychodzi na wierzch "chamstwo i drobnomieszczaństwo" (jak zwykła mawiać Magda K.). Niemniej sama chętnie bym przyniosła trochę niepotrzebnej biżuterii i książek - szczególnie tych Coelho, które za naiwnych czasów gimnazjalnych nakupowałam :P
OdpowiedzUsuńNo fajne to Twoje osiedle, serio. Można by książkę napisać. :D
Muszę się w końcu wybrać do Poznania i Jeżyce nawiedzić, ale ten czas chyba przyspieszył ostatnio i za niczym nie nadążam...
Gosia - jeszcze sa takie wydarzenia, jak bookcrossing. Sprawdź, czy macie jakiś w Toruniu i pozbądź się Mistrza Paulo.
OdpowiedzUsuń