niedziela, 26 stycznia 2014

Operacja: Lew Morski

Czasami żartuję, że - jak na element napływowy przystało - jestem bardziej poznańska niż koziołki, Stary Marych i Bamberka do kupy. Nic nie poradzę na moje beznadziejne uwielbienie dla tego miasta :) Po prostu się pojawiło i nie zapowiada się na to, żeby miało w ogóle odpuścić. Dostrzegam jednakowoż, że inne miejsca na świecie też istnieją. I niektóre z nich nawet darzę sympatią.

Lubię Warszawę za jej gwar i pęd. Lubię Berlin za porządek i wieżę telewizyjną, którą potrafię dostrzec nawet z samolotu. Lubię też Lwów za kontrasty, zaskoczenia i zaniedbanie - przypomina jeżycki bajzel. Czy lubię Londyn? Nie wiem, właśnie wróciłam i wciąż się namyślam. To, co było na pewno fajne to +10 stopni i deszcz. Rzecz jasna, w kontekście lodu i -15 stopni w Poznaniu.

Wylądowałam na dwa dni w mieście Sherlocka Holmesa, wielkiego diabelskiego młyna i zegara, pod którym ludzie robią sobie idiotyczne zdjęcia (takie, jak to, to i to - chociaż tu pani chyba nie poczaiła idei). Ściślej mówiąc: wylądowałam w Luton i do Londynu musiałam dostać się przy użyciu determinacji, siły woli oraz - co dość istotne - pociągu, którego swojskie zatłoczenie przypomniało mi rodzime PKP. Ogólnie rzecz biorąc, nietrudno w Wielkiej Brytanii usłyszeć język polski. W rzeczywistości to naprawdę łatwizna.

W pociągu stało obok mnie dwóch dżentelmenów, rozprawiających ze sobą w naszej pięknej, ojczystej mowie. Nie wiem, być może wyglądam na rdzenną wyspiarkę (a ja głupia od roku myślałam, że na mieszkankę Jarocina), ale kompletnie nie przejęli się moją obecnością i komentowali na głos rozmaite elementy mojej aparycji i garderoby. No dobra, Magness, nie wychodź z roli, słuchaj lepiej, może się czegoś nauczysz.
Życie nagrodziło mnie za cierpliwość lekcją geografii. Albo czegoś, co koło geografii kiedyś leżało.

- Zobaczysz, znowu w tym roku wiosny nie będzie. Wszystko się miejscami zamienia (ale co? - spytałam w duchu), te osie różne (ach, o to chodzi!). Będzie tak, jak kiedyś. Zobaczysz, że niedługo to banany i mandarynki będziemy w Polsce hodować. No bo jak to... Tylko w Afryce mogą mandarynki rosnąć?! Nie tylko! Polska też dobry kraj!

Ba! Ktoś miał jakieś wątpliwości?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz