Przechodziłam wczoraj radośnie o poranku przez Jeżyce, robiąc szybkie zakupy. Bukiety bzu napadły na mnie brutalnie i bez ostrzeżenia, z każdej strony. Taaak, wiem, że to polny krzak jest i pod osłoną nocy mogłabym oszabrować kwiaty z jakiegoś klombu. Nie umiem, wolę uprawiać bzowe paserstwo.
Skusiła mnie wyjątkowo dorodna wiązanka, po kupnie której zaklęłam się na wszystkie świętości niebieskie, że teraz to już tylko chyłkiem prosto do domu, bo - jak wiadomo - całe bogactwo Rynku zdecydowanie ma wpływ destrukcyjny na mój portfel. Świętości niebieskie siedzą i płaczą cichutko w kąciku, ponieważ na nic zaklęcia się zdały. Odwróciłam się tylko od straganu i moje bystre oko namierzyło wiaderko ze świeżo rozkwitniętymi konwaliami. Powiem wręcz, że w obliczu konwalii, autorytet świętości niebieskich roztrzaskał się głośno o bruk.
Zachęcona niską ceną (Pani, ulokowana mniej więcej w samym środku Rynku, układa bukieciki za jedynego piątaka!), ustawiłam się grzecznie w oczekiwaniu, targając na ramieniu już upolowaną kiść bzu. Nie minęła chwila, jak w okolicy wlasnego łokcia ze zdumieniem zauważyłam głowę jakiejś babci, ładującej nochal w chłodne, fioletowe pąki. Na moje pytające spojrzenie, odpowiedziała jedynie:
- Tak tylko chciałam zobaczyć, czy pachnie.
I poszła sobie dalej.
tak niewiele potrzeba do zrobienia wiosny. |
Szybko ją zrozumiałam. Taśtając do domu ciężkie zakupy, co chwilę dokonywałam ewolucji ekwilibrystycznych, żeby zanurzyć własny z kolei nochal w każdym bukiecie na zmianę :) A jakiś czas temu koleżanka zapytała mnie troskliwie, czy z okazji wiosny to zawsze mi musi odbijać...
No to mówię, że musi. Zawsze :)
P.S. Aaaa...! Dobrym sposobem na bez jest zanurzenie na chwilę końcówek w wodzie o temperaturze ok. 90 stopni, przed włożeniem do wazonu. Jestem zaskoczona, ale - póki co - działa!