niedziela, 6 kwietnia 2014

Inwestycja

Robienie zakupów w niedzielę wieczorem w jeżyckich Żabkach trochę przypomina loterię. To znaczy - nigdy nie wiesz, na co akurat możesz trafić. Wiadomo na co na pewno nie możesz: na świeże bułki. Mnie to w sumie nie zdziwiło, ale sama słyszałam, jak się jednemu panu smutno zrobiło, że będzie musiał rano przykopytkować. Naiwniak.

Najedzony czy nie, refleksem pan wykazał się znacznie lepszym i zgrabnie wyprzedził mnie w kolejce do płacenia. Nie rozpłakałam się, nie rozdarłam szat, nie rzuciłam na niego śmiercionośnej klątwy. Stanęłam w ogonku grzecznie i w pokorze przegranego. Stoję, gapię się w sufit, słyszę miauczenie, kontempluję towar przy kasie ze szczególnym uwzględnieniem czegoś czekolad...
Czekaj, co?
Słyszę miauczenie?!

Ano tak.
Słyszałam i ja i pan, co uspokoiło kiełkujące obawy czy z moim słuchem wszystko aby gra. Zawstydzona ekspedientka przyznała się, że tak, owszem, trzyma pod ladą kota. I że w ogóle ma trzy inne w domu i psa jeszcze. I że jednego kota chowała od małego, ale zdechł. Paaaanie, co to był za lament. Koleś odparł na to, że super, że kot pod ladą, bo on też jest kociarz i ma kota w domu i że w ogóle...
(Nie, no jasne, rozprawiajcie sobie radośnie o sierściuchach, ja tu postoję i poczekam, aż mi ręce zemdleją, w ogóle udawajmy, że mnie tu NIE MA, że jestem jakąś anomalią w atmosferze, pewnie.)
Facet zdecydował się zapłacić (NO WRESZCIE!) i już miał odchodzić, kiedy wpadło mu do głowy, że wszystkich zakupów to do rąsi nie zmieści. Za mało kończyn, za dużo piw. Cofnął się więc po siateczkę z pytaniem czy płatna, bo on nabędzie, za pieniądze.
Sprzedawczyni była jednak widocznie w stu procentach kupiona, bo z taką szorstką sympatią odpowiedziała tylko:
- A masz pan za darmo... Za tego kota.

No to ja niniejszym oświadczam wszem i wobec, że prawie miałam kota. Kiedyś, o mały włos.
Czy za to przysługuje jakiś gratis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz