Zaprawdę powiadam Wam: jeśli się chce znaleźć szewca na Jeżycach to trzeba się trochę nagłówkować. Wyszukiwarka niewiele pomaga, mapa jeszcze mniej. Z pomocą przychodzą znajomi, którzy usłużnie podpowiadają, w jakich bramach i oficynach kryją się przedstawiciele tego szlachetnego, acz zapominanego - w dobie konsumpcjonizmu - zawodu. Ale dobra nasza, pierwsza przeszkoda pokonana.
Druga - to godziny pracy. Jak się okazuje, szewc pracuje mniej więcej w godzinach 10-16 od poniedziałku do piątku. Pozostając w nurcie konsumpcjonizmu - ok, ludzie, którzy gnają za pieniądzem i robią oszałamiające kariery nie noszą butów do szewca, tylko kupują nowe. Jednakowoż moje gnianie odbywa się najwidoczniej w ograniczonym zakresie, ponieważ jestem do obuwia dość przywiązana, a poza tym chciałam tylko, żeby ktoś je podkuł. Szpilki maja niepokojącą tendencję do tracenia fleczków na jeżyckich dróżkach.
Po wszystkich tych przejściach, pokonując trudności i korzystając z dnia wolnego, stanęłam wreszcie z wyrazem triumfu na twarzy w drzwiach malutkiej, szewczej kliteczki, pod pachą dzierżąc pokaźny pakiet hurtowych ilości szpilek wszelkich kolorów. A co. Drugim razem mogę już nie mieć okazji, więc podkuwam się na zaś.
Powitała mnie Pani starsza, która zresztą od progu nadawać zaczęła o tym, że jest takim dobrym pracodawcą, że swoim pomocnikom wolne dziś dała, bo to po święcie. Sama do pracy przyszła. A potem zaczęłyśmy - jak to dwie baby - pogaduchy o butach. Że tyle tych szpilek przyniosłam, to pewnie lubię, ale - ho, ho, tak, tak - chodzić w szpilkach to trzeba umieć! Pani, na ten przykład, nauczyła się, kiedy była młodsza i miała własny sklep we Wiedniu (!).
A na sam koniec usłyszałam jeszcze:
- Bo ja mam 70 lat, a moje najwyższe obcasy mają 16 centymetrów! I ja wciąż w nich chodzę!
I obyśmy wszyscy mogli się tak pochwalić za lat kilkadziesiąt!
Choć rozumiem, że Panowie niekoniecznie mogą chcieć ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz