Jeżyce, sobota, późny wieczór.
Idę ja i idą trzy karczki. Koszule odprasowane. Na szyjach wyjściowe łańcuchy. Znaczy: impreza.
Toczy się rozmowa, którą łowię chciwym uchem:
- Ty stary, z nim to się już nie da normalnie! Byłem ostatnio u niego, chałupa odjebana - ze 150 metrów. Tylko telewizora nie chce sobie normalnego kupić, jakieś 40-calowe gówno ma. Mówię mu, że manianę odpierdala, ale chuj, nie słucha. No ale dobra. Jestem u niego, pijemy, gadamy, tego... I on wtedy zaczyna opowiadać, jak to było, wiesz. Że to zupełnie inaczej. I, Ty, i nagle on...
- Ej - przerywa mu jeden z towarzyszy - chodź w krzaki. Odpierdolimy se szczocha.
...
Finału opowieści nie poznałam.
Panowie olali.
No i tego nie znałam! A przyda się, mój prymitywizm zwiększa się z każdym dniem.
OdpowiedzUsuń(Eeeeejjjjj, tęsknię kapkę.)
Obleśny ten wpis...
OdpowiedzUsuń