Diogenes z Synopy, grecki cynik, miał w zwyczaju w ciągu dnia spacerować z zapaloną pochodnią, wyjaśniając, że szuka człowieka. Ostatnio przekonałam się, że miałby problem ze znalezieniem go na Jeżycach. Wcale nie dlatego, że ludzi o złotych sercach tu brakuje. I tym bardziej nie dlatego, że ktoś by mu tę pochodnię najpierw podprowadził w ciemnej bramie ;)
Kilka dni temu, od razu po wyjściu z klatki schodowej, dobiegła mnie dysputa dwóch dżentelmenów, klnących głośno nad puszką piwa, w porozciąganych koszulkach, plujących na ziemię z dużą częstotliwością. Siedzieli w prawie pustym garażu i prowadzili dyskusję - jak mniemam i jak to w zwyczaju mamy - o życiu.
W ich pole widzenia weszłam akurat, kiedy z ust jednego z polemistów padło przemyślane, wyważone i, bezsprzecznie, poparte argumentami stwierdzenie:
- Nie masz racji, grubasie!
Przysięgam, że świat zwolnił wtedy tempo i usłyszałam zgrzyt nienaoliwionych kręgów szyjnych, kiedy oczy panów padły na mnie. Wiedzieli, że wiedziałam, że oni wiedzą, że ja wiem, ale udałam że wcale mnie to nie interesuje (jasne... myślałby kto...) i poszłam dalej.
- Nie obrażaj mnie przy ludziach - obrzucony błotem obruszył się na swojego kompana.
- To nie byli ludzie przecież!
Hola, hola, gościu, wstrzymaj konia! zdaję sobie sprawę z tego, że moje włosy dawno fryzjera nie widziały, ale to nie wyklucza mnie mimo wszystko z bycia częścią szlachetnej rasy homo sapiens! Już, już miałam wykonać w tył zwrot, kiedy usłyszałam dobitne:
- To był JEDEN ludź!
Nie ma człowieków, jest ludź i człowiek człowiekowi ludziem!
Prawdę mówiąc, oby tak zostało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz