środa, 13 listopada 2013

Ludzkie ciepło

Nie pamiętam już, kiedy ostatnio poszłam sobie po prostu połazić po moim ulubionym fyrtlu, posłuchać, co w spojeniach bruku piszczy (choć to może być lekko niehigieniczne) i obczaić, czy ubyło lumpeksów. Wyjaśnienie jest dość logiczne: jak wstaję rano jest ciemno, jak wieczorem wracam do domu - tak samo. Czyli nie ma dnia i życie jest głównie nocne, co jest o tyle zastanawiające, że nie zauważyłam, żebym wyewoluowała w sowę. Ewentualnie tapira.

Głęboką, ciemną, mroczną nocą - około godziny 19.30 - leciałam wczoraj na tramwaj. Tramwaje - od kiedy Teatralka powiedziała, że ma w szynach wzmożony ruch uliczny i postanowiła się rozkraczyć - występują w Poznaniu, jak wiemy, masowo pod postacią autobusów zastępczych. Przykładowo, tramwaj-autobus, o którym mowa, staje na Rynku Jeżyckim i kieruje się w stronę Starego Miasta.

(Dygresja: Jak to jest, że rzeczy są równocześnie blisko i daleko? Jeżyce to już prawie centrum ale w listopadzie to dystans niczym na Alaskę. Czy tam Smochowice.)

Wypadając zza zakrętu zobaczyłam zwyczajowo tylko kuper wehikułu. Nie zrażając się usiadłam w oczekiwaniu na ławce, podrygując odnóżem dla zabicia czasu. W pewnym momencie mój wzrok zogniskował się na Panu Men... Nie, w sumie nie. To był zwykły facet w wieku ojcowskim, czysty i ogolony. Co jednak nie przeszkadzało mu być totalnie, dokumentnie, w pesteczkę zalanym. Szedł chodnikiem, robiąc przypadkowe kroki w przód, w tył i na boki i coś w środku powiedziało mi, że oto za moment nastąpi Interakcja. Koleś minął moją ławkę, zrobił może ze dwadzieścia metrów i zauważalnie go olśniło. Nie zdążyłam nawet pogratulować sobie intuicji, kiedy przydreptał nazad.
- Ssssssłoneszzzko... Szzzy ja mogę mieć pro-prośbę?
Spodziewając się prawdziwego wachlarza ofert, od pytania prometejskiego (o ogień), przez parę drobnych na "bułkę" aż po poważne i korupcyjne oferty matrymonialne, z pewnym ociąganiem odpowiedziałam twierdząco.
- Bo ja sss pracy wra-wracam. Z kolegą sssobie wypiliśmy. Jak śśświnie. I szzzy ja mogę pop-poprosiśśś. Bo sssam nie trafiam... Szzzy możeszzz mi zap-zapiąć kurtkę?

Eee... Dziwne. Rozejrzałam się wokół - no dobra - ludzie są, w sumie późno nie jest, raczej nic mi nie grozi, a człowiekowi zimno. Podjęłam zatem próbę - ale nic z tego. Pan był lekko na odzienie przygruby, zamek przedziwnie wszyto i się nie udało. W ramach częściowej rekompensaty uśmiechnęłam się krzepiąco, przyznałam rację odnośnie zalet zimna w procesie metabolizmu alkoholu i życzyłam miłego wieczoru. 

Pytanie brzmi: co mi do głowy strzeliło, żeby pomagać jakiemuś facetowi? To trochę narwane, fakt, ale i dość proste. Uważam, że karma to suka i się mści. A nie chciałabym, żeby ktoś odmówił mi kiedyś zapięcia kurtki, kiedy będę wracała pijana do domu. 
Nie no, żartuję oczywiście. 
Nie mam kurtki, mam płaszcz :)

6 komentarzy:

  1. Ja Ci zapnę w razie co ;> Sssssłoneszko.
    Kurtki co prawda nikomu nie zapinałam, ale pieniądze chowałam w portfelu, a portfel w kieszeni i też ją zapiąć trza było.

    Ej, może my powinnyśmy jakąś taką organizację założyć wspomagającą tego typu persony? Karma karmą, ale my przecież lubimy takie numery ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam już pomysł na biznes, partię polityczną, organizacja także być może, hej!

      Usuń
    2. Ta partia mnie ciekawi, uchyl rąbka.

      Usuń
    3. Chyba żartujesz, jeszcze mi ktoś pomysł podbierze!

      Usuń
  2. Wiara w pomocną dłoń ludzi-bezcenna :)

    OdpowiedzUsuń