A tu nieprawda!
Jest na Jeżycach Żabka. To znaczy - jest ich legion, ale chodzi mi o pewną konkretną. W owej Żabce sprzedaje od niedawna młody chłopak, bardzo komunikatywny, rozmowny i przesympatyczny. Dzisiaj wpadłam tam w przelocie celem nabycia drogą kupna jakichś kolacyjnych wiktuałów oraz butelki piwa.
Lub dwóch.
Swój wybór postawiłam na ladzie. Podczas ładowania ostatnich bułek do siatki usłyszałam jednak sakramentalne:
- Ja nie sprzedam Pani tego piwa.
Eee, hmm... Może i wyglądam młodo, ale jeszcze rano wydawało mi się, że od dawna mogę pić nawet w USA i Indiach. No szybciej załapałabym się na paragraf o niesprzedawaniu alkoholu nietrzeźwym, ale dzisiaj to akurat niekoniecznie. Także tego, co jest grane?
- Nie sprzedam Pani tego piwa. Tego się nie da pić. Pani patrzy, kto to produkował. Nic stamtąd nie jest dobre.
Ok, część zagadki wyjaśniona. Nieśmiałe podejrzenie wyglądania młodo rozwiało się jak ten sen złoty.
Ale co, kopara opadła? Zawstydzeni wszyscy? Prawdziwa kombinacja Robin Hooda z Batmanem, supersprzedawca, co o klienta dba bardziej niż o własny zysk. Podbudował mnie ten przykład, aczkolwiek wykłóciłam się z Panem o piwo, którego chciałam spróbować, argumentując między innymi, że podam je jedynie najgorszemu wrogowi. Nie sposób opisać jego zgorszenia i zdegustowania, podpartego ciężkim westchnieniem i zapewne kołaczącą się w głowie myślą "Baby to są jednak durne". W końcu się poddał i sprzedał. A ja obiecałam wrócić na korepetycje.
I tak teraz siedzę sobie jeszcze i dumam i cieszę się niezmiernie, że świat potrafi być naprawdę bardzo, bardzo ładny i pełen życzliwości.
Aha. Co do piwa - miał rację. Niewyobrażalnie paskudne :)