![]() |
| Pół kilo na miejscu, a drugie pół w słoiczku, poproszę! |
wtorek, 27 sierpnia 2013
Superpromocja
Ciekawe, że taki towar sprzedają na stoisku z butami... Może spod lady :)
sobota, 24 sierpnia 2013
...i różne inne dźwięki
Miałam pisać zupełnie o czymś innym, ale zachodzące na Jeżycach zjawiska zadziwiłyby swoim tempem niejednego filozofa. Fizjologa też. Nie mieszkajcie tu, jeśli nie czujecie się dostatecznie niezrównoważeni :)
Naprzeciwko moich okien znajdują się inne okna. To dość naturalne. Mniej naturalne jest to, kogo w tych oknach można czasem zobaczyć.
Dzisiaj był to Pan Menel, zagorzały wielbiciel polskiej muzyki rozrywkowej. Przekonał mnie o tym zresztą już dawno, czerwcowe festiwale telewizyjne są jego domeną. Parę miesięcy temu miałam preludium, kiedy zmuszono mnie do wysłuchania całego Opola, wraz z koncertami specjalnymi.
Od dzisiejszego popołudnia, ktoś wyśpiewywał z okna hity disco polo zapijaczonym głosem, na wszelkie protesty sąsiadów odpowiadając soczystym: "Nie będę cicho! Ty tak nie umiesz, kurwa!". Jak się okazuje, był to bifor przed wieczorem. Bodajże w Sopocie odbywa się właśnie jakaś biesiada - wiem to stąd, że przez okno sączą mi się głośne i skoczne piosenki grupy Enej. No dobra, mogę to przeżyć. Wyszłam jednak na balkon, celem dokładnego zlokalizowania źródła, bo jestem z natury ciekawska i wścibska. Oczom moim ukazał się Pan z naprzeciwka, tańczący z wielkim entuzjazmem w rytm folkowych hitów na wysokości swojego okna. Cóż - może. Wolnoć Tomku w swoim domku, jak mawiał poeta. Dziwniejsze było to, że przechodzący chodnikiem kilkuletni dzieciak z lodami w ręku, zatrzymał się pod oknem i zaczął dośpiewywać chórki. Jak Boga kocham.
I niech ktoś mi powie, że muzyka nie łączy pokoleń :)
Naprzeciwko moich okien znajdują się inne okna. To dość naturalne. Mniej naturalne jest to, kogo w tych oknach można czasem zobaczyć.
Dzisiaj był to Pan Menel, zagorzały wielbiciel polskiej muzyki rozrywkowej. Przekonał mnie o tym zresztą już dawno, czerwcowe festiwale telewizyjne są jego domeną. Parę miesięcy temu miałam preludium, kiedy zmuszono mnie do wysłuchania całego Opola, wraz z koncertami specjalnymi.
Od dzisiejszego popołudnia, ktoś wyśpiewywał z okna hity disco polo zapijaczonym głosem, na wszelkie protesty sąsiadów odpowiadając soczystym: "Nie będę cicho! Ty tak nie umiesz, kurwa!". Jak się okazuje, był to bifor przed wieczorem. Bodajże w Sopocie odbywa się właśnie jakaś biesiada - wiem to stąd, że przez okno sączą mi się głośne i skoczne piosenki grupy Enej. No dobra, mogę to przeżyć. Wyszłam jednak na balkon, celem dokładnego zlokalizowania źródła, bo jestem z natury ciekawska i wścibska. Oczom moim ukazał się Pan z naprzeciwka, tańczący z wielkim entuzjazmem w rytm folkowych hitów na wysokości swojego okna. Cóż - może. Wolnoć Tomku w swoim domku, jak mawiał poeta. Dziwniejsze było to, że przechodzący chodnikiem kilkuletni dzieciak z lodami w ręku, zatrzymał się pod oknem i zaczął dośpiewywać chórki. Jak Boga kocham.
I niech ktoś mi powie, że muzyka nie łączy pokoleń :)
czwartek, 8 sierpnia 2013
Widok codzienny
sobota, 3 sierpnia 2013
Tanecznym krokiem
Obiecuję, że to już ostatni raz, kiedy piszę o wojażach pozajeżyckich. Słowo harcerza! Którym, rzecz jasna, nigdy nie byłam ;)
To nie jest do końca tak, że pojechałam sobie gdzieś, zmieniłam otoczenie i wszystko było inaczej. Przeciwnie - mam wrażenie, że uniwersalność przejawia się absolutnie wszędzie. Wszędzie są zaniedbane kamienice czy starsi ludzie, opowiadający swoje historie. Co, zresztą, zaraz zobaczycie.
Gdyby ktoś z Was chciał się wybrać na Ukrainę, ale boi się, że a) będzie koczował siedem dni i siedem nocy na granicy w Medyce, ścigany przez wrogie spojrzenia kijowskiej mafii, b) w bratnim kraju postkomunistycznym podpalą mu samochód; na każdym rogu dostanie wycisk, jeśli tylko użyje polskiego języka, a w ostateczności wróci bez połowy narządów wewnętrznych (to znaczy bez tych, bez których z trudem, ale da się żyć) lub: c) w drodze powrotnej jego pojazd i bagaż zostaną rozebrane do ostatniej śrubki w poszukiwaniu szmuglowanego towaru - to niech się nie boi. Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura. Czas smażenia się w słońcu na granicy wynosi jakieś 2 godziny maksymalnie. W dodatku na ogół wszyscy byli dość otwarci na współpracę, może poza pewnym ukraińskim strażnikiem, który zdenerwował się, że nie możemy znaleźć jednego paszportu i ostentacyjnie poszedł konsumować śniadanie.
Mieszkańcy Lwowa są tolerancyjni, a dogadać się z nimi można głównie po polsku - angielski znała tylko managerka hostelu. Z kolei właściciel hostelu, pan Jaro, chociaż nieprzytomnie dwa razy dziennie zapytywał, skąd właściwie przyjechaliśmy i mówił o tym, że mu Cyganka wywróżyła żonę z Polski, proponował nam co i rusz: pierożki, wódkę, piwo, wódkę, wino, wódkę i na sam koniec usmażył szczupaka. Ponadto poczęstował mnie najdziwniejszym komplementem w życiu - a Jeżyce nieźle mnie już zdążyły znieczulić. "Wiesz, że w średniowieczu palili piękne kobiety za ich urodę, bo to oznaczało, że są wiedźmami? Ciebie musieliby spalić pięć razy...!". Cóż, zawsze wiedziałam, że jestem wiedźmą - ale teraz mam świadomość, że aż do piątej potęgi :)
Jego przyjaciel, azerski kucharz, pełen szczęścia puścił nam polską piosenkę ze swojej komórki. Piękny, cudowny, podręcznikowy wręcz przykład przaśnego disco polo o tytule "Żono moja". W dodatku musieliśmy się z grzeczności cieszyć. Cud, miód, ultramaryna :)
Ciekawego typa spotkaliśmy też w Kazimierzu Dolnym, już na odwrocie na Poznań. Przy wejściu do toalety zagadnął nas młody chłopak, jeden z obsługujących, potem dołączył do niego starszy pan. Usilnie nie chciał pozwolić nam odejść, pytając skąd jesteśmy ("Poznań, to tam koło Kostrzyna") i opowiadając o tym, jak ostatnio podróżował po Meksyku. "Wiecie, bo u nas to tak jest... Pieniądze mieć, samochód, mieszkanie, jakieś zabezpieczenie. A tam to kobieta żyje w jednym pokoju z kuchnią i nie zamartwia się o jutro. Co więcej trzeba? Przespać się dobrze, seks dobry odstawić, żeby obopólna radość była". Kiedy już zbieraliśmy się do odwrotu dobiegło nas jeszcze:
"Samba, wieczory i seks! Tylko to się liczy!"
Wygląda na to, że recepty na wszystko potrafią być bardzo proste, jeśli tylko człowiek nauczy się samby :)
To nie jest do końca tak, że pojechałam sobie gdzieś, zmieniłam otoczenie i wszystko było inaczej. Przeciwnie - mam wrażenie, że uniwersalność przejawia się absolutnie wszędzie. Wszędzie są zaniedbane kamienice czy starsi ludzie, opowiadający swoje historie. Co, zresztą, zaraz zobaczycie.
| Jeszcze Bieszczady, notes ze skrzynki na Siodle pod Dziurkowcem. Nie byłabym sobą, jakbym nie wspomniała o Jeżycach :) |
Gdyby ktoś z Was chciał się wybrać na Ukrainę, ale boi się, że a) będzie koczował siedem dni i siedem nocy na granicy w Medyce, ścigany przez wrogie spojrzenia kijowskiej mafii, b) w bratnim kraju postkomunistycznym podpalą mu samochód; na każdym rogu dostanie wycisk, jeśli tylko użyje polskiego języka, a w ostateczności wróci bez połowy narządów wewnętrznych (to znaczy bez tych, bez których z trudem, ale da się żyć) lub: c) w drodze powrotnej jego pojazd i bagaż zostaną rozebrane do ostatniej śrubki w poszukiwaniu szmuglowanego towaru - to niech się nie boi. Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura. Czas smażenia się w słońcu na granicy wynosi jakieś 2 godziny maksymalnie. W dodatku na ogół wszyscy byli dość otwarci na współpracę, może poza pewnym ukraińskim strażnikiem, który zdenerwował się, że nie możemy znaleźć jednego paszportu i ostentacyjnie poszedł konsumować śniadanie.
| Zwyczaje na Wysokim Zamku są takie, jak w Poznaniu na Moście Jordana. |
| Jedna z knajpek na lwowskim Starym Mieście. Ładne! |
| Knajpki ciąg dalszy. |
Mieszkańcy Lwowa są tolerancyjni, a dogadać się z nimi można głównie po polsku - angielski znała tylko managerka hostelu. Z kolei właściciel hostelu, pan Jaro, chociaż nieprzytomnie dwa razy dziennie zapytywał, skąd właściwie przyjechaliśmy i mówił o tym, że mu Cyganka wywróżyła żonę z Polski, proponował nam co i rusz: pierożki, wódkę, piwo, wódkę, wino, wódkę i na sam koniec usmażył szczupaka. Ponadto poczęstował mnie najdziwniejszym komplementem w życiu - a Jeżyce nieźle mnie już zdążyły znieczulić. "Wiesz, że w średniowieczu palili piękne kobiety za ich urodę, bo to oznaczało, że są wiedźmami? Ciebie musieliby spalić pięć razy...!". Cóż, zawsze wiedziałam, że jestem wiedźmą - ale teraz mam świadomość, że aż do piątej potęgi :)
Jego przyjaciel, azerski kucharz, pełen szczęścia puścił nam polską piosenkę ze swojej komórki. Piękny, cudowny, podręcznikowy wręcz przykład przaśnego disco polo o tytule "Żono moja". W dodatku musieliśmy się z grzeczności cieszyć. Cud, miód, ultramaryna :)
| Podwórko po drodze z Wysokiego Zamku. Czy ktoś może mi to wytłumaczyć? |
| Nie był to żaden sklep ani wystawka. Lokalna atrakcja? |
| Lwów - Jeżyce. Znajdź różnicę. |
| Jak wsie potiomkinowskie - ładne fronty, podwórka w kiepskim stanie. |
| no jak wyżej. |
| Wersja rynku dla turystów. Prawdziwe bazary z jedzeniem były imponujące. Mięso i nabiał natomiast - piekielnie drogie. |
Ciekawego typa spotkaliśmy też w Kazimierzu Dolnym, już na odwrocie na Poznań. Przy wejściu do toalety zagadnął nas młody chłopak, jeden z obsługujących, potem dołączył do niego starszy pan. Usilnie nie chciał pozwolić nam odejść, pytając skąd jesteśmy ("Poznań, to tam koło Kostrzyna") i opowiadając o tym, jak ostatnio podróżował po Meksyku. "Wiecie, bo u nas to tak jest... Pieniądze mieć, samochód, mieszkanie, jakieś zabezpieczenie. A tam to kobieta żyje w jednym pokoju z kuchnią i nie zamartwia się o jutro. Co więcej trzeba? Przespać się dobrze, seks dobry odstawić, żeby obopólna radość była". Kiedy już zbieraliśmy się do odwrotu dobiegło nas jeszcze:
"Samba, wieczory i seks! Tylko to się liczy!"
Wygląda na to, że recepty na wszystko potrafią być bardzo proste, jeśli tylko człowiek nauczy się samby :)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

