poniedziałek, 19 listopada 2012

Oda do Jeżyc

Tak to już jest, że Kraków ma swojego Grzegorza Turnaua, speca od zwijania mokrych dywanów na Brackiej; Warszawa - Beatę Kozidrak - która "mówi tak, mówi mówi" i "czasem jest dziwna jak to miasto"; Kielce - Liroya, zwanego też Scyzorykiem, w tej krainie latających siekier. Ogólnie o ezoterycznym Poznaniu śpiewał Grabaż w Pidżamie. Ale Jeżyce mają wszak swojego Peję Ryszarda. Na wyłączność.

Myślę, że można go wręcz nazywać "jeżyckim bardem" i na pewno się nie obrazi, bo to swój chłop. Ba! O sobie rapuje, że jest "księciem Jeżyc". Dziś mnie natchnęło muzycznie i pogrzebałam sobie w sieci, co to też mogło o Jeżycach powstać. I się dogrzebałam. Co ciekawe - nie tylko do rysiowego gangsta rapu, ale również do dźwięków zgoła innych, aczkolwiek wciąż przedstawiających tę przeuroczą, secesyjną dzielnicę w świetle białego dresu, odbijającego blask reflektorów z beemki. Po tuningu.

To dajemy.

 
 Slums Attack - Bronx

To Bronx, to Bronx - inaczej Jeżyce - ciekawam, który z przedstawicieli szlachetnego narodu amerykańskiego byłby w stanie wymówić nazwę tej dzielnicy. Wiemy więc, że Bronxu na Jeżyce przechrzcić się nie da, odwrotnie też bym nie próbowała. Poświęciłam się i kawałek przesłuchałam cały, nawet dwa razy. Ot, wytwór Slums Attack z '94/'95 roku. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach :)
Przykład?
ta dzielnica kipi nędzą nienawiści
zapchane rynsztoki, krew płynie kanałami
wypierdalaj stąd białasie i nie przychodź tu pijany

 
Rychu Peja - Staszica Story Cztery
  
Staszica Story ma jakieś milion części, których nie jestem w stanie objąć rozumem. Pierwsza to 1996 rok, piąta - 2012. I zwie się "Witamy w syfie". Na czwóreczce znowu słychać niewątpliwe wpływy zza oceanu i inspirację zgniłym kapitalizmem:
Na Jeżycach syf, jak w Detroit 8 mila
Tu wystarczy jedna chwila, by zwycięzca był przegranym
To kalejdoskop zdarzeń często złych, niespodziewanych


Kimkolwiek jest Syku - podobno jakiś raper lokalny. 
O Jeżycach się mówi, o nich się słyszy,
że degeneracja, złodziejstwo, penerstwo osiąga szczyt

Corsini, Durski, Kuzyn - My name is Jeżyce

A to jedyne odkrycie w nieco innym klimacie. Chociaż... czy tak znowu bardzo? To, że nie ma tu DJ Decksa, który zapodaje bity, wcale nie zmienia sensu. 
Na Wildzie mieszka szatan,
każdy wie o tym na ulicy.
Ale nie wie, że go (słowo na k, którego nie umiem odcyfrować)
wyjebali z mej dzielnicy
Ech. To ja swoją piosenkę napiszę w takim razie. Skoro oni mogą, to ja chyba też.

5 komentarzy:

  1. Grube Nici wyróżniły blog Z drugiej ręki i zapraszają do zabawy:

    http://grubenici.blogspot.com/2012/11/grube-nici-wyroznione.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Uaaaah, komentaaarze. Jak miło. Ten pomarańcz to hmm.. lubię pomarańcz. I hipisowsko-psycholdelicznie mi się kojarzy.
    Nie uważasz, że słowo 'pomarańczko' jest bardzo fajne? :)
    Herbata zawsze.
    Peja,jakoś go kurczę, nie teges. Jedynie czasy zamierzchłe trawię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest fajne, o ile fajniejsze od innych owocowych zdrobnień :)
      no wiesz, Ryszarda nie trzeba teges, ja tez nie teges, ale jeżycki jest, tego skubańcowi nie odmówię...

      Usuń
  3. Będę wpadać na tą stronę. Chociaż ja z Winograd to wciąż Pyra :))

    Pozdrowienia od www.grubenici.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń